Tysiące policjantów, pozabijane płytami witryny, metalowe ogrodzenia, warkot przelatujących helikopterów - to nie stan wyjątkowy w jakimś niespokojnym zakątku świata, ale Warszawa w dniu rozpoczęcia Europejskiego Szczytu Gospodarczego.

Centrum Warszawy jest opustoszałe. Tam, gdzie do niedawna przechadzały się tłumy mieszkańców i turystów, dziś spacerują panowie... w mundurach i tajniacy. O odwiedzinach znajomych w „strefie pierwszej” można tylko pomarzyć, a świeżą prasę będzie tam można kupić dopiero... 4 maja – szczyt kończy się wprawdzie w piątek, ale później jest już długi majowy weekend.

Od wczoraj w stolicy obowiązuje też zakaz ruchu kołowego w strefach bezpieczeństwa. W całym mieście nie wolno nosić broni i używać materiałów pirotechnicznych. W czasie szczytu, w Śródmieściu obowiązywać będzie zakaz sprzedaży alkoholu. Z zakazu będą wyłączone lokale gastronomiczne.

Do Warszawy, prócz liderów i szefów rządów 25 państw oraz ponad 700 przedstawicieli biznesu, zjedzie też kilka tysięcy antyglobalistów, czy też – jak ostatnio sami siebie nazywają – alterglobalistów. Jutro odbędzie się ich wielka manifestacja: „Dość globalizowania wyzysku, biedy i wojny; globalizujmy sprawiedliwość" - to hasło przewodnie tej demonstracji. Jej organizatorzy zapewniają, że "będzie ona miała bardzo pluralistyczny i pokojowy charakter".

Nad bezpieczeństwem będzie czuwać kilka tysięcy policjantów z Warszawy i całego kraju. Jeśli dojdzie do zamieszek ulicznych w czasie demonstracji, właściciele sklepów, którzy ponieśliby straty, będą mogli zwrócić się o odszkodowanie do... alterglobalistów. Żaden z organizatorów i instytucji odpowiedzialnych za sam szczyt nie będzie odpowiadać za szkody. Firmy ubezpieczeniowe nie oferują ubezpieczenia od szkód powstałych w wyniku ulicznych zamieszek.