Trzeba oszczędzać - powiedzieli zgodnie radni powiatu tucholskiego w woj. kujawsko-pomorskim i o połowę obniżyli swoje diety. Dzięki temu powiat zaoszczędzi w przyszłym roku 132 tysiące złotych. Decyzję należy jednak rozpatrywać w kategorii symbolicznego gestu, bo oszczędności płynące z obcięcia diet są niewielkie.

Kondycja finansowa powiatu tucholskiego pozostawia wiele do życzenia. Sytuacja jest tak kiepska, że zarząd musi wystąpić do resortu finansów o 8 milionów złotych pożyczki. W związku z tym radni postanowili zacząć od siebie i obniżyli diety. Wszyscy, niezależnie od funkcji, jaką pełnią, będą dostawać od listopada 463 złote. Wcześniej dieta radnego wynosiła 927 zł, a przewodniczącego rady 1854 zł. Według specjalistów, to symboliczny gest, mający sprawić, że radni urosną w oczach mieszkańców. Oszczędności płynące z obcięcia diet nie są bowiem duże.

Radni z innych miast w Kujawsko-Pomorskiem raczej nie pójdą w ślady kolegów z powiatu tucholskiego. Na podobne działania nie zanosi się m.in. również w Toruniu, który jest jednym z najbardziej zadłużonych miast w kraju. Przewodniczący toruńskiej Rady Miasta Marian Frąckiewicz ucina temat twierdząc, że w tej chwili trudno mówić o kryzysie w miejskich finansach. Nieco ostrożniej do sprawy podchodzi radny PO z Torunia Paweł Gulewski. Przyjrzę się pomysłowi radnych z powiatu tucholskiego. Nie wiem jednak, czy obniżenie naszych diet przyczyni się do spadku 200 milionowego deficytu. Tutaj potrzebny jest raczej systemowy plan oszczędzania, którego prezydent nie zaproponował. Zamiast tego sięga głębiej do kieszeni mieszkańców - dodaje Gulewski. Podobne stanowisko przedstawia opozycyjny radny PiS, Michał Rzymyszkiewicz. Według niego cięcie diet powinno być częścią szerszego planu oszczędzania.

Bydgoscy radni PiS uważają z kolei, że jeśli taki pomysł miałby zostać wzięty brany pod uwagę, to inicjatywa powinna wyjść od największego klubu w radzie, czyli w tym wypadku PO. Platforma Obywatelska odbija piłeczkę twierdząc, że oczywiście cięcia diet są możliwe, ale czy mają sens? W przypadku Bydgoszczy radni otrzymują rocznie 820 tys. zł z kasy miasta. Do kieszeni toruńskich rajców trafia 700 tys., a włocławskich 600 tys. W Grudziadzu utrzymanie rady kosztuje 406 tys. zł.

Paweł Balinowski