Do 7 czerwca przedłużono śledztwo w sprawie katastrofy w elektrowni w Kozienicach. W grudniu zginęło tam czterech pracowników po tym, jak platforma zamontowana wewnątrz komina runęła w dół.

Szefowa V Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Radomiu Agnieszka Duszyk wyjaśniła, że do zakończenia śledztwa prokuraturze potrzebna jest m.in. opinia biegłych z zakresu transportu linowego. Prokuratura chce ustalić, co było powodem katastrofy i czy doszło do naruszenia zasad BHP i narażenia pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do 3 lat pozbawienia wolności.

Biegli będą badać wszystkie elementy, które wyciągnięto z komina po katastrofie, czyli liny, zaczepy i haki. Postarają się ustalić m.in., czy platforma była właściwie zamocowana i dlaczego się zerwała - wyjaśniła prokurator.

Do wypadku doszło w grudniu podczas prac przy rozbiórce komina kozienickiej elektrowni. Zginęły cztery osoby - pracownicy firm zewnętrznych, którzy wykonywali roboty w środku nieczynnego komina. Wraz z platformą roboczą runęli z wysokości około 200 metrów. Ciała trzech ofiar znaleziono od razu. Czwartą osobę zlokalizowano na terenie rumowiska wewnątrz komina i wyciągnięto dwa dni później.

(mn)