Marek i Kazimierz w jednym stali domu. Marek - na górze, Kazimierz - na dole. To nowa wersja wiersza Aleksandra Fredry. W Kancelarii Premiera swój gabinet dostał już premier Kazimierz Marcinkiewicz. W drugim skrzydle urzęduje Marek Belka - premier pełniący jeszcze obowiązki.

To pierwszy taki przypadek w powojennej historii w Polski. Zwykle premier wprowadzał się do kancelarii po zaprzysiężeniu rządu. Jednak teraz Marcinkiewicz skarżył się, że nie ma gdzie spotykać się z kandydatami na ministrów. I dlatego dostał pusty gabinet po wicepremierze Hauserze. I to pusty – dosłownie.

Brakuje komputera, a bez niego nie wyobrażam sobie pracy - mówił dziennikarzom Marcinkiewicz. Ale zamiast komputera jest sekretarka. Marcinkiewicz wydał jej już zresztą pierwsze polecenia – by nie serwowała mu więcej kaw niż 8 dziennie. A kawa ma być czarna i gorzka. Ponadto Kazimierz Marcinkiewicz dostał ochroniarzy i samochód służbowy.

Zapewniał także, że z Markiem Belką nie będą sobie wchodzić w drogę. A to jest bardzo prawdopodobne, bo ich gabinety mieszczą się w dwóch skrajnych skrzydłach budynku.