Resort zdrowia poinformował, że w ciągu ostatniej doby zdiagnozowano 28 380 nowych zakażeń koronawirusem w Polsce. To najwyższa liczba stwierdzonych infekcji w czwartej fali epidemii. Gwałtowny wzrost liczby zgonów, dziś było ich 460, odnotowują zakłady pogrzebowe. Powtarza się tragiczny scenariusz z analogicznego okresu ubiegłego roku.

Drastyczny wzrost zgonów obserwujemy od trzech tygodni - mówi w rozmowie z RMF FM Mariusz Jaworski z zakładu pogrzebowego Sokołowska w Skierniewicach.

W zeszłym roku miesiące październik, listopad i grudzień to był okres, kiedy o sto, a nawet więcej procent, wzrosła nam sprzedaż usług pogrzebowych, a co za tym idzie przede wszystkim wzrosła tak strasznie śmiertelność. Jeżeli, nie daj Boże, sprawdzi się scenariusz ubiegłoroczny, to musimy się liczyć, że będzie to trwało ok. trzech miesięcy - dodaje.

Za każdym, pojedynczym przypadkiem śmierci, kryje się tragedia. Często wiele osób pozostających w żałobie musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która wygląda zupełnie inaczej, niż przed pandemią.

Rodzina osoby umierającej na Covid-19 przechodzi traumę - tłumaczy Jaworski.

Swojego bliskiego nie widziała od momentu przyjęcia do szpitala, bo odwiedziny są wykluczone. I nie zobaczą go już nigdy, bo rygorystyczne procedury, jakie obowiązują w przypadku stwierdzenia zakażenia, nie pozwalają okazać ciała rodzinie - wyjaśnia.

Rodzina musi do końca zaufać szpitalowi, a przede wszystkim personelowi zakładu pogrzebowego, że w szczelnie zamkniętym, podwójnym worku, znajduje się ciało właściwej osoby.

My takie zapewnienie rodzinie dajemy, ale swojej najbliższej osoby nie zobaczą, ani się z nią nie pożegnają - dodaje Mariusz Jaworski.

Chociaż pracownicy branży pogrzebowej są odporni na różne scenariusze, te pandemiczne poruszają nawet tych z wieloletnim stażem. Po dramatyczne historie nie muszą daleko sięgać.

W ostatnią środę robiliśmy pogrzeb małżeństwa. Jedna msza, dwie osoby, jedna w trumnie, druga w urnie, oboje państwo ofiarami Covid-19 - relacjonuje Jaworski.

Ci państwo zmarli kilka dni jedno po drugim. Jedno nie wiedziało o śmierci drugiego, bo kiedy mąż umierał, pani była już nieprzytomna. Obawiam się, że takich przypadków będzie coraz więcej - dodaje.

To, z czym muszą liczyć się osoby mierzące się z tragedią śmierci osoby bliskiej, są zdecydowanie dłuższe procedury. Dłużej trzeba czekać na tradycyjny pochówek, jeszcze dłużej na skremowanie ciała. A nierzadko, jeśli rodzina jest niezaszczepiona i przebywa w kwarantannie, formalności pogrzebowe muszą poczekać.

Ciała przechowujemy w chłodni nawet kilkanaście dni - mówi przedsiębiorca pogrzebowy Mariusz Jaworski.

I widzimy, jak bardzo rodziny to przeżywają, że ich mama, tata, brat, córka czy rodzeństwo, leżą w worku w zimnym pomieszczeniu - dodaje.

Kiedy w Polsce stwierdzono epidemię, ukazało się rozporządzenie, które jasno określa warunki przygotowania i przechowywania osoby zmarłej do pogrzebu.

Jeszcze w szpitalu ciało jest spryskiwane środkiem wirusobójczym i wkładane do specjalnego worka na zwłoki - tłumaczy Jaworski.

Następnie worek po raz kolejny jest dezynfekowany i wkładany do kolejnego worka, który zostaje szczelnie zamknięty i zaklejony. Takiej osoby nie możemy już ubrać i przygotować do pogrzebu, ani pokazać rodzinie. I właśnie w takim stanie odbywa się pogrzeb - mówi.

Zdarza się, że bliscy przynoszą ubranie dla osoby zmarłej prosząc, żeby je rozłożyć na worku z ciałem. To jedyne, co mogą zrobić pracownicy.

Mam taki apel do tych, którzy wątpią w pandemię koronawirusa - mówi Mariusz Jaworski.

Niech popatrzą na liczbę nekrologów, jakie wiszą przy szpitalach albo przy kościołach. My, pracujący w tym miejscu, nie mamy żadnych wątpliwości - dodaje.

Opracowanie: