Lokatorzy bloku w Radomiu, w którym miesiąc temu wybuchł gaz, dopiero wczesną wiosną wrócą do swoich mieszkań. Gotowa jest już ekspertyza dotycząca stanu budynku. Teraz śledczy ustalają przyczyny wycieku gazu. W grudniowej eksplozji zginęły dwie osoby.

Według Tadeusza Krzemińskiego z radomskiej spółdzielni mieszkaniowej "Nasz Dom", na razie trudno jest precyzyjniej określić termin powrotu lokatorów do swych mieszkań. Wczoraj spółdzielnia otrzymała ekspertyzę konstrukcyjną, na bazie której przygotowywany jest projekt prac remontowych. Krzemiński zastrzegł, że ten dokument dotyczy wyłącznie konstrukcji i nie obejmuje zagadnień architektonicznych ani instalacyjnych, a także nie formułuje oceny przyczyn wybuchu gazu.

Śledztwo, które prowadzi radomska prokuratura, prawdopodobnie potrwa jeszcze kilka miesięcy. Prokuratura będzie chciała ustalić przyczyny wycieku gazu, sprawdzić, czy był on zawiniony przez lokatora mieszkania, czy może nie został zauważony przez odpowiednie służby podczas przeglądów okresowych - wyjaśnił prokurator Robert Czerwiński.

Zarząd Spółdzielni "Nasz Dom" chciałby, aby w pierwszej kolejności, jeszcze przed zakończeniem remontu wyższych kondygnacji budynku, do swych domów wrócili lokatorzy niższych pięter. Krzemiński powiedział, że zgodę na takie rozwiązanie wydać musi jednak powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

Do wybuchu gazu w jednym z bloków w centrum Radomia doszło pod koniec grudnia ubiegłego roku. W wypadku zginęły starsza kobieta i właściciel mieszkania. Z budynku ewakuowano 50 osób. Kilkanaście rodzin z klatki, w której nastąpił wybuch, nie wróciło do swoich mieszkań. Większość z nich zatrzymała się u krewnych bądź znajomych. Jedna rodzina skorzystała z propozycji wynajmu mieszkania od miejskiej spółki, druga zamieszkała w bursie szkolnej.