Szpitale nie chcą prowadzić oddziałów ratunkowych, bo są kulą u ich nogi. Koszt funkcjonowania takich oddziałów są o wiele większe niż pieniądze przeznaczone na to z NFZ. Szpital Marynarki Wojennej w Gdańsku już zapowiedział zamknięcie SOR-u od Nowego Roku, a za jego przykładem mogą pójść inni.

Zamykanie oddziałów ratunkowych to poważna luka w systemie ratunkowym. Ratunkiem byłoby utworzenie w takiej aglomeracji, jaką jest Trójmiasto, dwóch-trzech wysoko wyspecjalizowanych oddziałów ratunkowych - dobrze opłacanych i doskonale wyposażonych. Tam by nie przychodzili chorzy, którzy przychodzą w tej chwili i oczekują ambulatoryjnej opieki, tylko byłyby te osoby przewożone przez karetki specjalistyczne - wyjaśnia pomorski lekarz wojewódzki Jerzy Karpiński. Pozostali pacjenci trafialiby do izb przyjęć lub ambulatoriów.

Specjalistyczny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Marynarki Wojennej przyjmuje średnio 35 pacjentów dziennie. Jego zamknięcie oznacza, że ci chorzy musieliby zostać przewiezieni lub samemu udać się do innego szpitala, co może sparaliżować jego pracę.