Po czterech latach budowy skocznia w Wiśle-Malince jest wreszcie gotowa. Jej budowa kosztowała 47 mln złotych, z czego 9 mln zł trzeba było wydać na naprawę zeskoku, bo w czasie budowy osunęła się ziemia. Od ponad roku prokuratura bada, dlaczego doszło do osunięcia ziemi. Istnieją przypuszczenia, że błąd popełniono już przed rozpoczęciem budowy obiektu.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura w Cieszynie. Jak na razie przesłuchano świadków i bardzo dokładnie przejrzano dokumentację budowy. W tej chwili prokurator czeka na opinię biegłego geologa, który m.in. ma odpowiedzieć na pytanie, czy przed rozpoczęciem budowy właściwie zbadano podłoże. Od tej opinii zależeć będzie, czy i ewentualnie komu będą stawiane zarzuty. Śledztwo ma się rozstrzygnąć w ciągu najbliższych tygodni.

Kolejnym problemem jest kwestia finansowania skoczni. Spór o to, kto będzie ją utrzymywał, toczy się między Centralnym Ośrodkiem Sportu a władzami Wisły. COS deklaruje, że obiekt będzie utrzymywał, ale pod warunkiem zwolnienia z podatku, który wynosi bagatela milion złotych. Władze gminy Wisła na razie nie wyrażają na to zgody, ale nie przejmują także skoczni, bo jej utrzymanie sporo kosztuje.

Plany zakładają, że na trybunach zmieści się około 8 tys. kibiców. Obiekt będzie posiadał sztuczne oświetlenie i położony zostanie na nim igelit. Skocznia powstała w latach 30. ubiegłego wieku i przechodziła gruntowne modernizacje w 1957 i 1966 r. W latach 80. obiekt popadł w ruinę. Dopiero po sukcesach Adama Małysza, zaczęto poważnie mówić o odbudowie "Malinki".