Jest porozumienie w sprawie cen prądu - ugrupowania, które wkrótce mają przejąć władzę, ustaliły wspólne stanowisko i deklarują, że od stycznia rachunki za energię elektryczną dla gospodarstw domowych nie wzrosną. "Przez co najmniej sześć miesięcy przyszłego roku będą na poziomie zbliżonym do cen obecnych" - mówi w RMF FM Andrzej Domański, poseł i ekspert ekonomiczny Koalicji Obywatelskiej.

Dziś, w ramach zamrożenia cen energii elektrycznej, do rachunków za prąd budżet państwa dopłaca ponad połowę. Taryfa prezesa Urzędu Regulacji Energetyki dla gospodarstw domowych to 1,89 zł za kilowatogodzinę. Na rachunku widzimy jednak tylko 0,90 zł/kwh, bo resztę, prawie złotówkę, dopłaca państwo.

Te przepisy o zamrożeniu cen prądu wygasają wraz z końcem roku, co oznaczałoby wzrost rachunków za prąd o 60-70 proc.

Politycy ugrupowań przejmujących władze nie chcą do tego dopuścić i zapowiadają dalsze mrożenie cen. Pracujemy nad rozwiązaniem, w ramach którego ceny energii dla gospodarstw domowych oraz dla samorządów przez co najmniej pierwszych 6 miesięcy przyszłego roku będą na poziomie zbliżonym do cen obecnych - mówi w RMF FM Andrzej Domański z KO.

Oznacza to, że bez pomocy zostaną przedsiębiorcy, którzy kupują energię elektryczną po cenach rynkowych, a więc ich sytuacja będzie trudna.

Szczegółowe rozwiązania wciąż są ustalane

Ogólna koncepcja - dalszego mrożenia cen - ma znaleźć się w umowie koalicyjnej między Koalicją Obywatelską, Trzecią Drogą oraz Nową Lewicą, jednak szczegóły rozwiązań są wciąż uzgadniane i obliczane.

Na wprowadzenie nowych mechanizmów mrożenia cen nowa władza będzie miała niewiele czasu - rząd zostanie najpewniej utworzony w połowie grudnia. Jak słyszymy "dlatego teraz pracujemy nad tym w ciszy, by mieć gotowe rozwiązania". Politycy dotychczasowej opozycji boją się mówić o szczegółach, tak by nie wywoływać rozłamów w koalicji i nie dawać paliwa do ataków przeciwnikom politycznym.

Jakóbik: Pomoc musi być kierowana do najbardziej potrzebujących

Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy - już teraz, na etapie obliczeń, politycy przyszłego rządu twierdzą, że nie mogą w nieskończoność dopłacać do cen energii. "Musimy zbliżać się do realiów rynkowych" - słyszymy w bliskim środowisku tworzącego się rządu.

Bardzo podobne poglądy prezentują analitycy rynku energetycznego, eksperci, jak redaktor naczelny portalu biznesalert.pl Wojciech Jakóbik:

Mrożenie cen energii w ogóle nie jest rozwiązaniem problemu, tylko jest leczeniem rany tętnicy poprzez naklejenie plasterka. Kryzys energetyczny może zamienić się w kryzys gospodarczy, jeżeli wielkie wydatki na subsydiowanie cen będą dalej rosnąć - a w samym 2023 roku mogły sięgnąć 100 mld złotych - mówi Jakóbik.

Nie jest przeciwnikiem przedłużenia zamrożenia cen, bo kryzys energetyczny wciąż w Europie jest obecny, ale w miarę, jak sytuacja będzie się poprawiać, stwarza to możliwość do zmniejszania dotowania cen energii. A to zbieżne jest z tym, co mówią przedstawiciele przyszłej władzy, którzy zakładają chwilowe zamrożenie cen, by później stopniowo dochodzić do realiów rynkowych.

Pomoc musi być kierowana do najbardziej potrzebujących, przede wszystkim ubogich energetycznie - mówi Wojciech Jakóbik. Należy wprowadzać cenzusy i różne ograniczenia. A kwestią odpowiedzialności polityków jest otwarte mówienie o tym, że nie możemy w nieskończoność decydować o cenie tych dóbr, jak kiedyś, w czasach słusznie minionych. Komuna to nie jest rozwiązanie - podsumowuje.