"To nie była awaria, a drobna usterka techniczna" - podkreśla w rozmowie z reporterem RMF FM Tomaszem Skorym Jakub Block z Dowództwa Sił Powietrznych, tłumacząc poniedziałkowy incydent rządowego Jaka-40. Maszyną leciało 13 osób, m.in. urzędnicy Kancelarii Prezydenta. Załoga zauważyła problemy z hermetyzacją kabiny i zawróciła do Warszawy.

Załoga samolotu Jak-40, który miał wczoraj lecieć z Warszawy do Kijowa, stwierdziła po starcie z lotniska Chopina niewielką usterkę techniczną samolotu. Podkreślam - usterkę, a nie - jak podawały niektóre media - awarię - podkreśla kpt. Jakub Block. Usterka była związana z hermetyzacją kabiny. Zgodnie z obowiązującymi procedurami, załoga samolotu przerwała lot, i wylądowała na warszawskim lotnisku, a pasażerowie Jaka-40 przesiedli się do przygotowanego samolotu zapasowego i polecieli nim do Kijowa - dodaje.

Samolot jest w tej chwili sprawdzany w macierzystej jednostce, 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Dowództwo Sił Powietrznych podkreśla jednak stanowczo, że usterka nie była poważna, a zawrócenie na lotnisko Chopina związane było przede wszystkim ze ścisłym przestrzeganiem procedur bezpieczeństwa.

Naszemu reporterowi nie udało się jednak uzyskać odpowiedzi na pytanie, czy samolot nadal spełnia warunki wymagane do przewożenia VIP-ów i czy będzie jeszcze używany. Wiadomo jednak, że wszystkie cztery należące do pułku Jaki skończyły już po 30 lat i najdalej w ciągu roku nie będą nadawać się do latania.