Radni Poznania debatują o poważnej inwestycji - wewnętrznej dwupasmowej obwodnicy centrum. Nie ma jednak inwestycji bez pieniędzy. A jeśli ich brakuje? Trzeba się zadłużyć. A gdyby tak w geście lokalnego patriotyzmu i solidarności dobrowolnie zrobili to sami mieszkańcy?

Na koniec roku zadłużenie Poznania wyniesie prawie 700 milionów złotych. Gdyby tę abstrakcyjną sumę przełożyć na konkret, okazałoby się, że aby pokryć długi miasta każdy poznaniak musiałby wyciągnąć z portfela tysiąc złotych. Za trzy lata - już dwa tysiące.

Reporter RMF FM na ulicach Poznania zadawał przechodniom trudne pytanie. Gdyby banki powiedziały: wy poznaniacy oddajcie nam kasę, co by pan/pani zrobił:

Miasta więcej budują i więcej pożyczają, nasz telewizor czy nawet dom to, przy kosztach budowy stadionu śmieszne kwoty. Większy kredyt to większe ryzyko, ale z drugiej strony miasto to pewniejszy płatnik - nie ucieknie, ma wielki majątek, sztab kalkulujących urzędników i tysiące zrzucających się na inwestycje (często nieświadomie) mieszkańców.

Kredyt indywidualny spłaca się krócej, bo brutalnie rzecz ujmując, bierze się pod uwagę, ile średnio żyje człowiek. Miasto może zostawić następnym pokoleniom spłatę, bo zostawia też zrealizowane inwestycje.

Są też podobieństwa; Poznań zwiększa teraz swoje zadłużenie, bo chce przyspieszyć budowę ulic, boisk, szkół. Za cztery lata odbędą się w Polsce mistrzostwa Euro 2012. Inwestycyjny szał, który się z tym wiąże można porównać do naszych kredytów przed weselem - to też inwestycja, której skutki, po chwili euforii, długo się potem odczuwa.