Złożymy dwa zawiadomienia do prokuratury; jedno z nich dotyczyć będzie sekretarza stanu w MSWiA Macieja Wąsika - poinformował minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński. Minister przedstawił wyniki kontroli przeprowadzonej w związku z incydentem z udziałem śmigłowca policyjnego Black Hawk w Sarnowej Górze w sierpniu 2023 r.
Materiał zawiera linki partnerów reklamowych
Marcin Kierwiński przedstawił wyniki kontroli przeprowadzonej w związku z incydentem z udziałem śmigłowca policyjnego Black Hawk w Sarnowej Górze niedaleko Ciechanowa 20 sierpnia 2023 r. Podczas pikniku z okazji 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą lecący nisko Black Hawk zerwał przewód odgromowy linii energetycznej w pobliżu osób obserwujących przelot.
Kierwiński poinformował, że w związku z incydentem złożone zostaną dwa zawiadomienia do prokuratury. Jedno z nich dotyczy byłego wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika, a drugie byłego dyrektora Biura Kadr, Szkolenia i Obsługi Prawnej w Komendzie Głównej Policji insp. Jarosława Siekierskiego.
Dodał, że zawiadomienie wobec Macieja Wąsika będzie dotyczyło art. 231 p.1 Kodeksu. Chodzi o przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków. Czyn ten jest zagrożony karą pozbawienia wolności do lat 3.
Rola pana Wąsika w tej sprawie jest jasna i oczywista. Chwilę przed imprezą, wbrew pierwotnej opinii Komendy Głównej Policji, on ręcznie nakłaniał i skłaniał komendanta głównego policji (gen. Jarosława Szymczyka) do użycia Black Hawka niezgodnie z jego przeznaczeniem - mówił Kierwiński.
Drugie zawiadomienie dotyczy Jarosława Siekierskiego, który nadzorował wyjaśnianie zdarzenia z udziałem śmigłowca policyjnego Black Hawk i wybuchu granatnika w KGP. Zdaniem kontrolerów, a także prawników współpracujących z ministerstwem, sprawa jest oczywista - te działania były podejmowane tak, aby sprawę zamieść pod dywan, aby osoby odpowiedzialne za proces decyzyjny i za samo sprawstwo tych wydarzeń nie poniosły żadnych konsekwencji - ocenił Kierwiński.
Dodał, że "zamiast szybko wszcząć postępowanie wobec pilota i osób, które podejmowały te decyzje, wdrożono taką procedurę, która de facto (...) miała doprowadzić do tego, by nikomu nic się nie stało".
Pilot, który pilotował Black Hawka, mimo że sprawstwo było dość oczywiste - widziała to cała Polska dzięki państwa relacjom - zamiast mieć wdrożone postepowanie dyscyplinarne, otrzymywał nagrody. Dostał dodatek motywacyjny we wrześniu, czyli miesiąc po zajściu, dostał nagrodę pieniężną w październiku i listopadzie. A na koniec zwiększono mu dodatek funkcyjny, w taki sposób, że zwiększa mu to emeryturę, gdyż wniosek o taką emeryturę złożył - przypomniał.
W ocenie szefa MSWiA "gdyby nie zmiana władzy, gdyby nie nasza interwencja, nikt nie zostałby pociągnięty do odpowiedzialności". W związku z tym składamy drugie doniesienie, na pana płk. Siekierskiego, szefa biura kadr, (to) jeden z bardzo zaufanych funkcjonariuszy pana komendanta Szymczyka, bo to on odpowiadał w obu przypadkach jako rzecznik dyscypliny za proces wyjaśniania tej sprawy. I to on podpisywał się np. pod jedną z nagród - przekazał minister.
Jak dodał, w opinii kontrolerów, czynności podejmowane w KGP nie miały na celu wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji. Były czynnościami pozornymi, miały służyć wyłącznie medialnemu powiedzeniu, że ktoś zajmuje się sprawą. A nic się w tej sprawie miało nie dziać - mówił.
Szef MSWiA odniósł się również do postępowania szkodowego w związku z naprawą Black Hawka, która - jak zaznaczył - wyniesie 2,5 mln zł. Dopiero nowy Komendant Główny Policji, dopiero my, jako resort pod nowym kierownictwem, skłoniliśmy komendę główną, by zakończyć postępowanie szkodowe i odzyskać chociaż tę możliwą prawnie część kosztów od pilota, który pilotował Black Hawka - powiedział.
Dodał, że zarówno na podstawie tej kontroli, jak i kontroli ws. wybuchu w KGP, jest dla niego "rzeczą oczywistą", że "bardzo mocno dbano o to, by osoby, które brały udział w tych incydentach nie były karane, a były nagradzane i mogły odejść do cywila tylko dlatego, że miały wiedzę, jak zapadały decyzje."
Głęboka patologia i podejmowanie decyzji na podstawie zleceń politycznych nigdy nie może się powtórzyć - mówił.
Wiceminister Czesław Mroczek podczas środowej konferencji dot. wyników kontroli przeprowadzonej w związku ze zdarzeniem z udziałem śmigłowca policyjnego Black Hawk przypomniał, że wydarzenie to zbulwersowało opinię publiczną.
Jak ocenił, sprawa z udziałem policyjnego śmigłowca w oczywisty sposób wpłynęła na obniżenie wiarygodności policji. Policyjny śmigłowiec poprzez swoje manewry w trakcie tego pikniku doprowadził do zerwania linii energetycznej i sprowadził zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi tam przebywających - przypomniał.
Mroczek wskazał, że nie mamy w tym przypadku do czynienia tylko z kwestią niewłaściwego użycia śmigłowca dla własnych korzyści i celów, ale także ze sprowadzeniem zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi przez policję.
Przypomniał, że wójt gminy występował już w marcu o zgodę na użycie śmigłowca policyjnego podczas pikniku, jednak otrzymał on odmowę. Natomiast na cztery dni przed wydarzeniem, na skutek interwencji ówczesnego wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika, decyzja została zmieniona i policja wysłała na piknik śmigłowiec. Mroczek zwrócił uwagę, że był to czas kampanii wyborczej, a piknik odbywał się w okręgu wyborczym, w którym Wąsik był kandydatem na posła.
Ten przykład pokazuje cały szereg działań przedstawicieli ówczesnego obozu rządowego, którzy angażowali środki i narzędzia państwa polskiego we własną kampanię wyborczą dla odniesienia własnych korzyści (...). Przekraczano tym samym regulacje prawne dotyczące sposobu prowadzenia kampanii wyborczej, limitów finansowych na prowadzenie kampanii wyborczej. Najkrócej mówiąc - przedstawiciele MSWiA odpowiedzialni za przestrzeganie porządku publicznego w kraju w sposób rażący ten porządek sami naruszali - zaznaczył.
Jak dodał, nie mogą być tolerowane zachowania najwyższych przedstawicieli państwa polskiego, którzy "środki i narzędzia państwa używają dla własnych korzyści, w tym przypadku dla korzyści wyborczych, jednocześnie sprowadzając zagrożenie dla bezpieczeństwa powszechnego, dla zdrowia i życia ludzi".
Załoga śmigłowca Black Hawk, który podczas wojskowego pikniku w sierpniu ubiegłego roku zerwał linię energetyczną, miała świadomość, że w coś uderzyła, mimo to odleciała - informował nieoficjalnie reporter RMF FM.
Do incydentu doszło w sierpniu ubiegłego roku w trakcie wojskowego pikniku z udziałem oficjeli, między innymi ówczesnego wiceszefa MSWiA Macieja Wąsika. Policyjna maszyna niebezpiecznie nisko latała nad ludźmi, a następnie zahaczyła wirnikiem o sieć energetyczną i zerwała jeden z przewodów.
Prokuratura musi zbadać, czy załoga postąpiła zgodnie z procedurami, odlatując z miejsca, w którym doszło do incydentu. Wielu ekspertów zwraca uwagę na fakt, że piloci nie powinni zawracać do bazy, a sprawdzić, co się stało i zbadać uszkodzenia maszyny.
Reporter RMF FM ustalił, że załoga miała świadomość o uderzeniu w jakąś przeszkodę, co wynika z zapisu rejestratorów pokładowych. Obecnie trwa ich analiza.
Śledztwo w tej sprawie wszczęli śledczy z Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie. Później zostało ono przejęte przez Prokuraturę Okręgową w Płocku.
Materiał zawierał linki partnerów reklamowych