Ograniczanie udziału dziennikarzy w relacjonowaniu prac Sejmu w czasach Facebooka i Twittera to pomysł karkołomny, ale technologia nie tylko wspiera otwartość przekazu. Może też pomagać w manipulacjach - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".

Ponad 10 tys. osób oglądało na żywo przekaz ze spotkania marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego z przedstawicielami mediów. Nie w telewizji. Nie na portalu informacyjnym. Bez kamer, bez nagłośnienia i oświetlenia. Za pośrednictwem smartfona, z aplikacją Facebooka, przy użyciu opcji Facebook Live, czyli nadawania streamingiem - pisze dziennik.

Nowe media stwarzają nowe możliwości. Nie bez powodu mówi się już o "mobile journalism", czyli "mobilnym dziennikarstwie". Wszystkie najważniejsze serwisy społecznościowe w ostatnim roku zainwestowały w wygodne mechanizmy do obsługi transmisji wideo - przypomina dziennik.

Zachwyt nad nowymi technologiami, które miałyby zastąpić dziennikarzy studzi jednak samo użycie tych technologii -
zauważa "DGP"

Nadawanie na żywo z obrad Sejmu okazało się być może i nadawaniem na żywo, ale bez fonii. Wystarczyła decyzja marszałka i nie mogliśmy usłyszeć, o czym mówią posłowie - pisze "DGP", wskazując, że podobnie bywało i na komisjach sejmowych, gdy nagrywania nie chcieli posłowie.

Będąc fizycznie na miejscu, dziennikarz słyszy, widzi, może ocenić, sprawdzić i skontrolować. Bo od tego właśnie jest - konkluduje "Dziennik Gazeta Prawna". 

(mal)