Blisko trzy tysiące związkowców z całej Polski przemaszerowało w Poznaniu legendarną trasą czerwca 56 roku. Wrogiem protestujących - Donald Tusk i jak się okazało policjanci. Pod Urzędem Wojewódzkim grupa związkowców razem z anarchistami obrzuciła kamieniami, jajkami i petardami mundurowych. Doszło do starcia. Trzech policjantów zostało rannych.

A miała to być pokojowa manifestacja niezadowolenia z rządów ekipy Tuska. Związkowcy zapowiadali, że będzie głośno ale grzecznie. Już pod Zakładami Cegielskiego zapłonęły opony, a z ust związkowców popłynęły gorzkie słowa. - Za tego rządu zwalnia się najwięcej ludzi. Najpierw stoczniowcy, teraz robotnicy z Cegielskiego - krzyczeli protestujący.

W Poznaniu fabryka produkująca silniki okrętowe ledwo wiąże koniec z końcem. Zwolniono 500 osób, ale nie ma pieniędzy na odprawy - w tym ma pomóc rząd. Potrzeba 11 milionów złotych. Robotnicy pensje dostają nieregularnie, w dwóch ratach. Nie ma też zamówień. Bez tych fabrykę czeka zamknięcie. Zarząd HCP szuka nowych rynków zbytu. Problemy w Cegielskim zaczęły się zaraz po zamknięciu polskich stoczni. Ponad połowa zamówień na silniki okrętowe pochodziła właśnie z Pomorza.

Związkowcy spokojnie przeszli spod zakładów Cegielskiego pod Urząd Wojewódzki. Tu pojawił się kordon policji. Mundurowi mieli ewentualnie bronić wejścia. To zdaniem związkowców była prowokacja. W ruch poszły na początek jajka - policja nie reagowała. To jeszcze bardziej rozjuszyło związkowców i zaczęli obrzucać policjantów petardami. Do nich dołączyła grupa anarchistów uzbrojonych w kamienie.

Inna grupa próbowała storpedować główne wejście. Wojewoda Wielkopolski Piotr Florek obserwował zajścia zza szklanych drzwi. Nie mógł wyjść do protestujących, bo ci w czasie próby sforsowania wejścia, zepsuli je.

Tu także doszło do starcia protestujących z policjantami. Rannych zostało trzech mundurowych. Trwają poszukiwania najagresywniejszych protestujących, pomóc ma w tym zapis z monitoringu.