Ponad 50 krewnych rozstrzelanych w 1939 roku obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku odebrało wczoraj odszkodowania. Rząd niemiecki przyznał im od 5 do 10 tysięcy marek.

Uroczystość wręczenia czeków odbyła się w Ratuszu Głównomiejskim

w Gdańsku. "Jest to namiastka przyzwoitości po wielu latach, bo trudno tu mówić o sprawiedliwości", - mówiła córka jedynej żyjącej wdowy po rozstrzelanym pocztowcu. Część potomków ofiar miała zastrzeżenia co do wysokości odszkodowania. "Strona niemiecka zastosowała w tym miejscu trochę szantażu. Był bowiem warunek, że jeżeli choć jedna osoba nie zgodzi się na proponowaną kwotę, to nikt nie dostanie pieniędzy" – powiedziała Henryka

Flisykowska-Kledzik, córka zastępcy dowódcy obrony Poczty Polskiej w Gdańsku. Za największy sukces tej akcji było dla potomków obrońców Poczty Polskiej uniewinnienie ich przodków, "bo wtedy właśnie w oczach świata zostali zrehabilitowani, a historia znała ich jako agresorów i niemalże bandytów" - stwierdziła pani Flisykowska-Kledzik. Czeki w wysokości od 5 do 10 tysięcy złotych w gdańskim ratuszu otrzymało też 22 krewnych obrońców poczty, których nie objęło niemieckie odszkodowanie, ponieważ zginęli podczas obrony budynku lub w szpitalu w wyniku odniesionych ran. Dla nich pieniądze ufundowała Poczta Polska i kilku innych sponsorów.

Po kapitulacji Poczty Polskiej w Gdańsku we wrześniu 1939 roku sąd wojenny w Wolnym Mieście Gdańsku skazał 38 wziętych do niewoli pocztowców na karę śmierci. Skazani zostali rozstrzelani w październiku tego roku.

06:15