Poważne utrudnienia w pracy mają tatrzańscy ratownicy. Lotnicze Pogotowie Ratunkowe nie pozwoliło im ewakuować powodzian. Szefowie LPR-u tłumaczą, że ich śmigłowce powinny udzielać pomocy medycznej, a od ewakuowania są policja i wojsko. TOPR nie chce sie z tym jednka zgodzić, ludzi ewakuował, a teraz zastanawia się, czy nie rozwiazać porozumienia z pogotowiem lotniczym.

Należący do TOPR-u śmigłowiec nie może ewakuować odciętych przez powódź ludzi, bo to zdaniem szefa LPR Janusza Rogulskiego nie jest sytuacja bezpośrednio zagrażająca życiu i zdrowiu ludzkiemu. Taką decyzję podjął po rozmowach z ministrem zdrowia: "Pan minister podjął decyzję z ministrem spraw wewnętrznych panem Biernackim, że nasze lotnictwo będzie używane do działań medycznych i tylko w sytuacjach kryzysowych, do ewakuacji tam gdzie będzie zagrożone życie bezpośrednio". A ewakuacja powodzian z zagrożonych miejsc zdaniem szefa LPR nie była taką sytuacją. Mało tego - uważa on, że blisko połowa wylotów śmigłowca na ratunek turystom w Tatrach jest nieuzasadniona. Ratownicy nie mogą się z tym zgodzić i jak mówi naczelnik TOPR Jan Krzysztof ta sytuacja stawia pod znakiem zapytania całą współpracę z pogotowiem lotniczym: "Potrzebujemy także śmigłowca i wtedy kiedy będziemy poszukiwać zaginionych, kiedy będziemy prowadzić akcję poszukiwania w lawinie my musimy ewakuować również ludzi, którzy bez naszej pomocy będą zagrożeni". Ratownicy mówią, że nie będą czekać aż turysta spadnie i zrobi sobie krzywdę i dopiero wtedy w pełni uzasadni wylot śmigłowca ratunkowego. Wolą uratować go zanim dojdzie do nieszczęścia. Tego jednak nie przewidują przepisy Lotniczego Pogotowia ponoć Ratunkowego.

foto Archiwum RMF

15:05