Spore emocje (nie ukrywam, że także w naszej Redakcji) wywołała informacja o tym, że flisacy pienińscy po niezwykle udanym sezonie, gremialnie poszli na bezrobocie. Jak to możliwe? Czy oni tak mogą? Generalnie zrodziło się podejrzenie, że coś tu jest nie tak, jak być powinno i flisacy najwyraźniej "kombinują", żeby wyciągnąć jakieś pieniądze od państwa. Poszedłem tym tropem

Najpierw trochę rachunków: pojawił sie nawet taki tytuł: "zarobili krocie, poszli na bezrobocie". Policzmy więc te krocie. Flisacy w zakończonym w październiku sezonie przewieźli rekordowe 280 tysięcy turystów. Każdy turysta za spływ zapłacił 44 złote (dzieci zapewne mniej, ale te pomińmy). W sumie sezon przyniósł im jakieś 12 320 000,- złotych. Sporo! Z tego, jak oświadczył prezes flisaków Jan Sienkiewicz jedna trzecia przeznaczona jest na koszty stałe, obsługę spływu, dzierżawy itp. Dla flisaków zostaje dwie trzecie czyli 8 131 200,- zł. Flisaków jest ok. 500. Każdy z nich zarobił więc średnio po 16 262,- . W każdym miesiącu pracy po ok. 2 323,- zł. Za te pieniądze flisacy muszą jednak przeżyć cały rok, a wtedy to już wychodzi tylko po 1 355,- miesięcznie. Od tej kwoty trzeba jeszcze odjąć podatek, ubezpieczenie, ZUS, muszą też sobie sami przygotować tratwy i stroje. Pozostaje kilkaset złotych miesięcznie, a to już trudno nazwać "krociami".

Druga sprawa: czy mają prawo przejść na bezrobocie i to jeszcze w tak dużej liczbie. 170 flisaków skorzystało z tego przywileju. Pracownicy urzędu pracy przyjechali do nich, by zarejestwować na listach bezrobotnych. Czy to normalne?