Dalszy ciąg zamieszania w Totalizatorze Sportowym. Minister skarbu Aldona Kamela-Sowińska odwołała wczoraj prezesa firmy Władysława Jamrożego. Były już szef Totalizatora uważa, że pani minister nie kierowała się względami merytorycznymi, ale innymi. Jakimi? Jamroży nie chciał powiedzieć.

We wtorek wieczorem rząd odebrał Totalizatorowi Sportowemu status firmy o znaczeniu strategicznym dla gospodarki. To umożliwiło ministrowi skarbu odwołanie Władysława Jamrożego. Wczoraj Jamroży, na konferencję poświęconą 45-leciu Totolotka, przybył już tylko jako gość. O swojej dymisji nie chciał mówić wiele, stwierdził jedynie, że przyjmuje ją z pokorą choć przyznał, że nie zna jej powodów. Jednak, jego zdaniem, nie była to decyzja merytoryczna: "Nie znam powodów, dla których zostałem odwołany. Nie zostały mi podane. Moim zadaniem nie była to decyzja merytoryczna. Ja oczywiście mam nieprzeparte poczucie, że gdzieś w całej tej sprawie nakłada się na siebie polityka na biznes. Natomiast nie jestem w stanie powiedzieć w którym miejscu" - powiedział były prezes. Rzeczniczka resortu, Beata Jarosz nie chce komentować słów Jamrożego. Podkreśla, że minister skarbu ma swoje prawa i że nowego szefa Totalizatora poznamy w najbliższym czasie: "Właściciel ma prawo zarówno powoływać jak i odwoływać menadżerów".

Zamieszanie wokół Totalizatora Sportowego ma związek z przetargiem na nowe lottomaty. Pod koniec lutego przetarg na obsługę komputerów na kolejne 10 lat wygrał - obecny ich operator - amerykańska firma G-Tech. Kilka dni później łódzka prokuratura - na polecenie ministra sprawiedliwości - wszczęła śledztwo w sprawie domniemanej korupcji przy wspomnianym kontrakcie wartym od 300 do 500 milionów złotych. Po odwołaniu Jamrożego, zagadką pozostaje czy teraz Ministerstwo Skarbu zatwierdzi umowę z amerykańską firmą G-Tech na obsługę systemu Totalizatora Sportowego. Podpisanie umowy o wdrożeniu nowego systemu nastąpi bowiem dopiero po uzyskaniu zgody Ministerstwa Skarbu Państwa.

07:45