Z mieszanymi uczuciami spotkało się wystąpienie amerykańskiego prezydenta George'a W. Busha w Kongresie na temat stanu państwa. Prezydent skupił się na trzech kwestiach: wojnie z terroryzmem, zwiększeniu bezpieczeństwa kraju oraz pokonaniu recesji. W każdej z tych dziedzin pojawiły się wątpliwości, a nawet protesty.

W dziedzinie polityki zagranicznej Bush przedstawił ponury obraz świata zagrożonego międzynarodowym terroryzmem. „Nasza wojna z terrorem dopiero się zaczyna. Tysiące niebezpiecznych morderców, wyszkolonych w sztuce zabijania, często też wspomaganych przez wyklęte reżimy rozprzestrzeniło się po całym świecie. Są jak tykająca bomba zegarowa, która wybuchnie bez żadnego ostrzeżenia.” – mówił Bush. Doradczyni prezydenta, Karen Hughes, poinformowała wcześniej, że Biały Dom szacuje liczbę terrorystów na sto tysięcy. Stanley Bedlington, były analityk Centralnej Agencji Wywiadowczej skwitował te twierdzenia śmiechem. Inni eksperci uważają, że Bush celowo przesadza, dążąc do zwiększenia wydatków na obronność. Nawet CIA twierdzi, że al-Qaeda, rozbita w Afganistanie, nie zdążyła się jeszcze przegrupować i nie stanowi na razie znaczącej siły.

W swym przemówieniu amerykański prezydent wskazał palcem na Irak, Iran i Koreę Północną, jako na reżimy wspierające terroryzm i rozwijające arsenały broni masowej zagłady. Bush ostrzegł je, że jeśli nie zmienią swojej polityki, mogą spodziewać się amerykańskiej interwencji. „Wszystkie kraje świata powinny zdawać sobie sprawę, że Ameryka zrobi wszystko, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie będę czekał na rozwój wypadków, gdy narastają niebezpieczeństwa. Nie będę patrzył biernie, jak zagrożenie rysuje się blisko, coraz bliżej.” – powiedział Bush. Jak pisze w swym redakcyjnym komentarzu brytyjski dziennik „The Guardian”, ostrzeżenia te mają tylko jeden cel: przekonanie świata co do konieczności budowy narodowego systemu obrony antyrakietowej. Jeśli zaś chodzi o interwencję zbrojną, to o ile europejscy sprzymierzeńcy Stanów Zjednoczonych zgodziliby się na obalenie reżimu Saddama Hussaina, o tyle nie chcą nawet słyszeć o uderzeniach na Iran czy Koreę Północną. Jakiejkolwiek operacji wojskowej przeciwko trójce awanturniczych państw sprzeciwiają się Rosja i Chiny. Również na Bliskim Wschodzie słowa prezydenta USA wywołały wybuch nastrojów antyamerykańskich. „Bush jedynie przyczynia się do rozwoju terroryzmu.” - to słowa głównego egipskiego komentatora politycznego, Salama Ahmeda Salama.

Wystąpienie prezydenta Busha to jednak nie tylko terroryzm, ale też gospodarka. Na recesję w USA proponuje on proste lekarstwo. „Kiedy Amerykanie pracują, wtedy Ameryce dobrze się wiedzie. Mój plan bezpieczeństwa ekonomicznego można podsumować jednym słowem – praca.” Bush chce ożywić gospodarkę zmniejszając między innymi podatki płacone przez firmy. Zdaniem Demokratów, propozycja ta wzmocni jedynie wielkie korporacje. Mimo to przemówienie przyjęto z entuzjazmem. Jak obliczono, prawie 50-minutowe wystąpienie Busha aż 70 razy przerywane było burzami oklasków. Jednak przez ten czas Bush ani razu nie wypowiedział słowa „Enron”. Ta wielka korporacja z branży energetycznej, która niedawno zbankrutowała, miała ścisłe powiązania z Republikanami. Firma już nie funkcjonuje, ale eksperci posłużyli się nią, by wskazać słaby punkt w planie Busha. Enron oszukiwał fiskusa, wymigując się z płacenia podatku od dochodów, według nowych regulacji uzyskałby dodatkowy zwrot podatków na kwotę przekraczającą ćwierć miliarda dolarów.

Foto: Archiwum RMF

20:40