Sprawę wyroków sądowych Julii Pitery możemy uznać za zamkniętą - uznaje sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej. Europarlamentarzystka przeprosiła publicznie za słowa sprzed lat, że oskarżony i skazany za pedofilię radny "jest z PiS", i Mariusza Kamińskiego za twierdzenie, że kierowane przez niego CBA opóźniało zatrzymanie Tomasza Lipca. Warto jednak zwrócić uwagę, że wykonanie wyroków trwało 4 i 5 lat, i jeszcze miesiąc medialnej presji.

Niepamięć

4 i 5 lat minęło nawet nie od wydania, ale uprawomocnienia się wyroków, które nakazywały Julii Piterze wpłatę 15 tys. złotych na cele społeczne oraz opublikowanie na własny koszt (niebagatelny, kilkadziesiąt tysięcy złotych) ogłoszeń prasowych i telewizyjnych w sprawach, o których wszyscy dawno mogliby już zapomnieć. To niepamięć właśnie sprawiła, że polityk partii wytykającej dziś przeciwnikom politycznym niewypełnianie wyroków Trybunału Konstytucyjnego sama nie wykonywała wyroków sądu zwykłego, od dawna już prawomocnych.

Nawrót pamięci

Trwałoby to może dłużej, gdyby nie pytania, zadane 12 września w RMF FM. Europarlamentarzystka Platformy przyznając otwarcie, że jest tak, jak już tylko nieliczni pamiętają i objaśniła bez ceregieli: Nie wykonałam wyroków sądów, ale to jest nic przy tym, co robi PiS.

Sprawa gwałtownie odżyła w debacie publicznej. Po pierwsze przez przypomnienie samego faktu ignorowania prawomocnych wyroków, po drugie - przez nawet w naszym kraju rzadko spotykany tupet w obronie "racji", podważających nie tylko sens istnienia sądownictwa, ale i prowadzenia polityki czy - mówiąc górnolotnie - państwa.

Presja

Tego wytykająca to innym Platforma nie mogła ścierpieć. Przewodniczący Schetyna kilka dni później, także w RMF FM oświadczył, że w rozmowie z Julią Piterą wyznaczył jej termin na wykonanie wyroków niezależnie od tego, czy się z nimi zgadza czy nie. Sama Julia Pitera jednak przestała wtedy odbierać telefony, nie tylko od nas, ale i od kolegów z partii. 

Termin minął, eurodeputowana nadal była nieuchwytna. My wciąż pytaliśmy, presja na polityków PO stała się wyrazista i stopniowo coraz bardziej uciążliwa. Ostatecznie rzecz miała się już oprzeć o posiedzenie Zarządu partii i skończyć wnioskiem o zawieszenie w prawach członka. To statutowa formuła nakłonienia kogoś do określonego zachowania, wzmocniona tym, że po trzech miesiącach niespełnienia postawionych warunków delikwenta czeka automatyczne wykluczenie z Platformy. Julia Pitera złamała się dopiero wtedy.

Kapitulacja

Dopiero wtedy europarlamentarzystka zaczęła wykonywanie wyroków. Przekazała Fundacji "Pamiętamy" zasądzone orzeczeniem sprzed lat 15 tys. złotych i na początku października zaczęła publikowanie w prasie i TV nakazanych ogłoszeń z przeprosinami. 

4 i 5 lat od uprawomocnienia się wyroków i niemal miesiąc od przypomnienia sprawy, zapewne wyłącznie dzięki niemu i wywołanej przez to presji.

Sprawa od strony formalnej została zamknięta.

Niesmak na dłużej

Byłoby jednak miło, gdyby sprawa formalnie zamknięta została też wyczyszczona. W miarę możliwości przez coś więcej niż wzruszenie ramion czy satysfakcję. Tym bardziej, że satysfakcja płynie najwyraźniej z faktu, że tylko i dopiero presją mediów i faktyczną groźbą usunięcia z partii można w pewnych kręgach osiągnąć coś tak dla wszystkich obywateli oczywistego, jak wykonanie prawomocnego wyroku sądu.

(mn)