Polska była od początku negocjacji w sprawie delegowania pracowników gotowa do kompromisu. Zasygnalizowała to na wstępie minister Rafalska. "Dalecy jesteśmy od wykorzystywania retoryki populistycznej" - zadeklarowała. Nie było więc agresywnego tonu i wymachiwania szabelką, ale merytoryczne argumenty. Powiało czymś nowym.

Zanosiło się na przełom we wzajemnych relacjach, które w UE powinny się opierać na obopólnych ustępstwach, a nie na narzucaniu swojej woli. Ze strony Francji jednak takiej woli ustępstw nie było. Dla osłabionego wewnętrznie Macrona postawienie "na swoim" było jego "być albo nie być". W dodatku Niemcy wyraźnie "spłacają" obecnie  Macrona naszymi interesami i w tym wypadku trudno było przełamać francusko-niemiecki upór.

To nie jest kompromis - mówił wprost węgierski minister, a także - nieco ostrożniej - Elżbieta Rafalska.

Na kompromis, z którego Polska mogłaby być zadowolona, przyjdzie jeszcze poczekać. Warto jednak iść tą drogą - negocjacji, kompromisów i dialogu, bo bez rozwiązania takich trudnych spraw jak transport, delegowanie, klimat czy energia będziemy mieć stały konflikt z Unią.

W radzie ds. transportu, gdzie będą wypracowywane szczegółowe zapisy dotyczące kierowców ciężarówek, możemy liczyć na nieco szersze poparcie. Postawa Polski - mimo sprzeciwu wobec zaproponowanego przez Estonię kompromisu - nie była udramatyzowana. Nie było oskarżeń, obrażania, rozdzierania szat w stylu ministra Szyszko. Wręcz przeciwnie - Rafalska tłumaczyła brak szerszego poparcia dla naszego stanowiska i rozłam w Grupie Wyszehradzkiej tym, że "problem delegowania pracowników w największym stopniu dotyczy nas i polskich firm transportowych".

Trzeba jeszcze dodać, że Hiszpania (która początkowo była naszym sprzymierzeńcem) dała się osłabić sprawą Katalonii i koniecznością szukania wsparcia, a Czechy są rozedrgane po wyborach, w których sukces odniosła centroprawicowa ANO. Słowacy? Oni zawsze chcą być przymilni - powiedział mi jeden z rozmówców.

Sprzeciw Warszawy wobec zaproponowanego kompromisu nie był także ideologiczny, ale taktyczny. Polska nie chce zostawiać Radzie UE zbyt dużego pola manewru w negocjacjach z Parlamentem Europejskim w sprawie delegowania, gdyż eurodeputowani już szykują wiele niekorzystnych dla Polski rozwiązań. A głosowanie ministrów ds. socjalnych to w zasadzie rodzaj mandatu do dalszych rokowań, tym razem z europarlamentem. Im większy sprzeciw wobec propozycji prezydencji, tym twardsze będzie stanowisko Rady wobec PE.