Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego tak się ekscytuję tym literackim Noblem ... Od dekad, każdego roku, z dużym podnieceniem czekam na tę chwilę. To nie jest zwykła ciekawość, to rodzaj nienaturalnego pobudzenia. Trochę to nawet żenujące, jak się później zastanawiam, zupełnie na chłodno.

Pasjonuję się literaturą piękną, od lat staram się czytać regularnie prozę i poezję, eseistykę a także - nadal, to atawizm polonisty - książki z dziedziny teorii literatury. To moje prywatne hobby, a może nawet coś więcej. Jednak nawet to nie tłumaczy zachłystywania się kolejnymi listami rankingowymi, notowaniami na portalach bukmacherskich. Jakie to ma znaczenie? Przecież bardzo często wybory akademickich gremiów są odległe od moich prywatnych czytelniczych hierarchii. Żebym to ja jeszcze uprawiał hazard, stawiał na wybór pieniądze, starał się coś wygrać - dla siebie. Ale: nie! 

Ja tak zupełnie bezinteresownie. Nie obrzydziła mi tego Nobla nawet erotyczna afera, te wszystkie ekscesy opisane w świetnym, śledczym reportażu przez szwedzką dziennikarkę Matildę Voss Gustavsson, książce pt. "Klub. Seksskandal w komitecie noblowskim". Środowisko akademickich decydentów i ich lepkie, towarzyskie macki oraz ta cała socjeta ich akolitów, to towarzystwo wzajemnej adoracji z ich pseudoartystyczną tandetą nie zdołały mi zohydzić "święta literatury światowej".               

A jednak ten Nobel to jest jakiś fetysz! 

Tak było i tym razem. Od tygodni znów odkurzałem książki potencjalnych laureatów na półkach domowej biblioteki. W przyśpieszonym tempie wodziłem wskaźnikiem po ekranie czytnika, aby dokończyć pozaczynane e-booki z typowanymi twórcami. Przeczytałem dwa tomy wnikliwego noblowskiego opracowania Anny Marii Świątek i przeprowadziłem z autorką długi wywiad, by się podszkolić z "Noblistów XXI wieku". 

Aż przed 13:00, w czwartek, 6 października, przed tą całą literacką "godziną zero" zawitałem do Biblioteki Publicznej przy ulicy Królowej Jadwigi w Krakowie, jak najbliżej siedziby radia RMF FM, aby posłuchać TEGO komunikatu. Aby po rozmowie na gorąco z przemiłą panią bibliotekarką Grażyną Twardowską natychmiast pognać do radia. Tak mi się paliło! 

Zarejestrowałem tę wiekopomną (dla siebie?) chwilę, gdy z zapartym tchem czekałem na wiadomość, którą podała moja radiowa koleżanka - Agnieszka Friedrich w Faktach RMF Classic. Aby tuż po usłyszeniu, że literackiego Nobla otrzymała Francuzka Annie Ernaux, autorka przestudiowanych przeze mnie książek "Miejsce" oraz "Lata", nagrać swój "biblioteczny" monolog a prima vista. Jego jedyną odbiorczynią była pani Grażyna, z lekka zaskoczona nie tyle tym, co mówię, ale całym tym moim spektaklem. Bo to do Niej mówiłem wyłącznie, nagrywając swój improwizowany miniwykład, tak jakbym przemawiał na żywo.     

I tak powstała ta, z lekka maniakalna, noblowska pamiątka. 

Gdy będę - tout proportion gardée - jak Annie Ernaux w "Latach" przeglądał swoje multimedialne ślady, aby stworzyć jakąś własną, prywatną syntezę tych czasów, to nagranie będzie jak znalazł. 

To trochę jak zdjęcia i ogryzek mojego wywiadu z niedoszłym tegorocznym Noblistą - Michelem Houellebecqiem, które zachowały się w odmętach internetu (całość mojej rozmowy w Krakowie w 2008 roku z autorem "Platformy" gdzieś, pewnie bezpowrotnie, zatonęła).