Na spotkaniu z Bronisławem Komorowskim prezydent Francji podkreślił wielki entuzjazm, jaki budzi u niego postępujące zbliżenie polsko-rosyjskie. Stwierdził, że Polska powinna odegrać „fundamentalną rolę” w zbliżeniu pomiędzy całą Unią Europejską i Rosją. Z punktu widzenia Paryża najlepiej byłoby, by nowy układ partnerski UE-Rosja zawarty został w czasie polskiej prezydencji UE - nikt nie odważyłby się wtedy tego krytykować.

Wyżej wymienione szczegóły przekazał mi jeden z bliskich współpracowników Sarkozy’ego, który uczestniczył w spotkaniu obu przywódców. Od czasu kiedy nie ma już znienawidzonego przez Sarkozy’ego Lecha Kaczyńskiego, uśmiechy powróciły na twarze panów w szarych garniturach w Pałacu Elizejskim (life is brutal jak mówią anglosasi). Wszyscy najpierw złożyli Polakom zwyczajowe kondolencje po tragedii 10 kwietnia, a później - powiedzmy to otwarcie - odetchnęli z ulgą. Komorowski postrzegany jest bowiem jako „łatwy” partner.

Przed Sarkozym otworzyły się nagle perspektywy, o których przedtem mógł tylko marzyć. Jest przekonany, że jeżeli uda mu się doprowadzić do zawarcia nowego układu o partnerstwie pomiędzy Unia i Rosja w okresie polskiej prezydencji UE, rozwiąże mu to wiele problemów. Przestanie być krytykowany za to, że nie wymusił na Rosji uznania „integralności terytorium” Gruzji. Zamknie to również usta władzom byłych satelitów ZSRR, który wyraziły obawy związane z perspektywa sprzedaży Moskwie francuskich okrętów desantowych typu Mistral. Gazociągi Północny i Południowy (do projektów przyłączyły się nadsekwańskie koncerny GDF Suez i EDF) przestaną być obiektem kontrowersji. Za każdym razem odpowiedz będzie jedna: przecież nawet Polsce to wszystko nie przeszkadza, bo to ona doprowadziła do sfinalizowania unijnego układu partnerskiego z Rosją.

W zamian proponuje, że będzie z Komorowskim uzgadniał stanowisko Paryża w łonie G8 i G20, wspólnie będą bronili rolników w UE etc.. No i w ogóle jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Kłopot polega na tym, że w takim samym tonie wypowiadał się również poprzednik Sarkozy’ego - Jacques Chirac - zanim nie wyprowadziła go z równowagi polska decyzja o udziale w interwencji zbrojnej przeciwko reżimowi Saddama Husajna. Nagle „najlepszy przyjaciel na świecie” oburzył się, że Polska podjęła suwerenna decyzje w momencie, kiedy - jak oświadczył Chirac - „lepiej by zrobiła, gdyby siedziała cicho” (tak to już jest - francuscy przywódcy kochają tych, którzy im przytakują, a nienawidzą tych, którzy mają odmienne zdanie). Paradoksalnie jednak właśnie wtedy Warszawa stała się w oczach Paryża partnerem, z którym trzeba się liczyć  (niezależnie od tego, jak teraz oceniamy rezultaty wojny w Iraku).

Stanowisko Polski jest dla Sarkozy’ego bardzo ważne głownie dlatego, że wcześniej Lechowi Kaczyńskiemu nie przeszkadzało to, iż uchodził za „bardzo trudnego” partnera. Dlatego, że Polska była - według Francuzów - „krnąbrnym członkiem” Unii, który nie wahał się bronić swoich interesów blokując europejskie negocjacje (podobnie jak robili to w przeszłości inni członkowie UE - oczywiście z Francją łącznie) i wyrażać poważnych obiekcji wobec niektórych działań Moskwy. Nie twierdzę, że Kaczyński nigdy nie popełniał błędów. Bynajmniej nie zachęcam też naszych polityków, by na silę szukali okazji do unijnych konfliktów. Zauważam tylko, że - w razie potrzeby - nie należy się bać różnic zdań. Polski prezydent, który uzna za sukces już sam fakt, że partnerzy się do niego uśmiechają i przyjaźnie poklepują po ramieniu, dobrym prezydentem prawdopodobnie nie będzie. W wywiadzie dla „Le Monde” Komorowski sugerował, że nie można zapominać o Gruzji. „Zapomniał” jednak o niej wspomnieć w rozmowie z Nicolasem Sarkozym. Miejmy nadzieje, że to tylko przejściowa dziura w pamięci i że nie będzie więcej takich dziur w polsko-rosyjsko zbliżeniu, które budzi tak wielki entuzjazm Sarkozy’ego.