Gruzja nie jest w pełni niezależna, bo z jednej strony Rosja, z drugiej doradcy amerykańscy – uważa gość RMF Krzysztof Moroziewicz, publicysta, ekspert spraw międzynarodowych. Balansowanie na tej desce jest niesłychanie skomplikowane - dodaje.

Tomasz Skory: Pan wierzy, że gruzińska rewolucja będzie rzeczywiście bezkrwawa, aksamitna?

Krzysztof Mroziewicz: Do tej pory nie widzieliśmy ani jednej kropli krwi, ale to jeszcze wcale nie koniec. Po drugie, w tamtych rejonach nic bezkrwawo się nie dzieje. Tam nawet na weselu, gdzie krew się nie powinna lać, bywają trupy.

Tomasz Skory: Teraz chyba nie ma już powodu. Szewardnadze odszedł, jest nowa władza, wykształceni na Zachodzie.

Krzysztof Mroziewicz: Mam wątpliwości. to nie jest nowa władza, to jest nowa elita. Dopiero ta elita musi podzielić to, co zostało. Musi być jakiś bilans otwarcia, trzeba zobaczyć, czego brakuje w kraju. Prawdopodobnie brakuje wszystkiego, bo Szewardnadze doprowadził siebie i kraj do sytuacji nie do zniesienia. Porównywalna co do znaczenia Estonia ma chyba z 10 razy wyższy dochód per capita niż Gruzja. Szewardnadze nie po to rozwalał Związek Radziecki razem z Gorbaczowem, by objąć przywództwo Gruzji, zresztą z trudem, bo wcześniej Zwiad Gamsahurdia był prezydentem i rządził autokratycznie zgodnie z regułami sztuki w tym obszarze przez dwa lata. Szewardnadze objął władzę i był przekonany, że wszyscy jego „koledzy” z Zachodu, którzy pomagali mu w demontażu ZSRR, pierestrojce i tym wszystkim, co się pozytywnego z nim wiąże, że oni teraz pospieszą z wagonami złota, brylantów i różnej pomocy, jakiś inwestycji. Tymczasem został on sam i miał sobie sam radzić, a samemu sobie radzić nie sposób w takim kraju, który był centralnie zarządzany nie z Tbilisi, ale z Moskwy i gdzie większość rzeczy potrzebnych do normalnego życia musiało pochodzić z zagranicy, czyli ze Związku Radzieckiego.

Tomasz Skory: A czy rozumie pan zachowanie Rosji w tym wszystkim? Igor Iwanow przyjechał i porzucił, wydał go na pastwę.

Krzysztof Mroziewicz: Ale wcześniej Szewardnadze wydał na pastwę Iwanowa. To jest rewanż. Na samym początku, jak od Gruzji odpadały po kolei Abchazja, Osetia, to Szewardnadze nie miał innego wyjścia, jak tylko się zwrócić do Rosji, by przysłała mu pomoc wojskową. I ta pomoc została mu udzielona. Niewiele to zmieniło, więc Szewardnadze zwrócił się o pomoc do Amerykanów i Amerykanie przysłali mu doradców wojskowych, więc on im dał miejsce na bazę. W związku z tym, jeśli się gra między dwoma biegunami, to wiadomo, że w pewnym momencie można się dostać w takie tryby, z których już nie ma wyjścia.

Tomasz Skory: Najwyraźniej do tego doszło. A z kim będą grali Saakaszwil i Burżanadze?

Krzysztof Mroziewicz: Jeżeli Iwanow powiedział, że to sprawa wewnętrzna Gruzji, to znaczy, że w Moskwie położono krzyżyk na Szewardnadze. Teraz okoliczności ekonomiczne będą musiały spowodować takie ruchy moskiewskie i w Tbilisi, które albo się dodadzą, albo dojdzie do jakiejś zapaści w stosunkach. Prezydent Putin próbuje odbudować co można z tych gruzów, jakie mu zostawił Jelcyn. Gruzja była bardziej samodzielna na początku kadencji Jelcyna, niż jest teraz. Z drugiej strony trudno powiedzieć, że to jest taki kraj niezależny – bo z jednej strony wojska radzieckie czy rosyjskie, postradzieckie, które odpowiadają za bezpieczeństwo Gruzji, po drugie - doradcy amerykańscy. Wobec tego tutaj balansowanie na tej desce, podpartej zresztą nie na samym środku, jest niesłychanie skomplikowane.

Tam właściwie nie ma podstawowych rzeczy: nie ma energii; jest zimno, nie można ogrzać mieszkań, nie można niczego ugotować. Nie ma wody, nie ma pieniędzy na wypłaty dla ludzi. Po prostu jest zapaść gospodarcza, dziura się tam zrobiła, która pochłonęła Szewardnadzego. Bo co się z nim w tej chwili dzieje? Niby wczoraj samolot prezydencki stał na pasach i miał się już wnosić w powietrze, ale ja nie wiem, czy ktoś go gdzieś chce. Gdyby powstała taka aleja zasłużonych - w Moskwie czy na Krymie, czy gdzieś tam - to by tam kandydatów do mieszkania w poszczególnych willach było sporo. Przecież nie on jeden jest ofiarą tego postradzieckiego rozpadu.

Tomasz Skory: Dziękuję za rozmowę.