Co jakiś czas ktoś z moich znajomych albo nowo poznana osoba chce "polemizować" na temat zasad savoir-vivre’u i dobrego wychowania. Najczęściej pada argument pt. "anachronizm", oskarżający dziedzinę dobrych manier o niedzisiejszość. "Savoir-vivre należy do przeszłości, już dawno pokrył się grubą warstwą kurzu". Zawsze w tej sytuacji pytam, czy ktoś korzysta z podręczników z wieku XVIII czy XIX, czy może tych z dwudziestolecia międzywojennego...

Co w dobrym wychowaniu jest anachroniczne? To, że wypada na mail odpowiedzieć w ciągu jednego dnia? Zasada, że w wypadku przerwanego połączenia oddzwania osoba, która połączenie nawiązała, dzięki czemu nie blokuje się linia i nie trzeba wpadać w panikę: "co teraz?!". To, że składając kondolencje najprościej powiedzieć "proszę przyjąć moje kondolencje", bo w takiej chwili najmniej banalnie brzmi to, co wydaje się zupełnym banałem.

Część społeczeństwa reaguje alergicznie na hasło "savoir-vivre". Nie wiem, jak to sobie tłumaczyć. Z jednej strony to może narodowy charakter Polaków, wrodzona przekora i sprzeciw, często dla samego sprzeciwu. Z drugiej strony to kompleksy, które odżywają w momencie, gdy się widzi lub słyszy kogoś, kto zdążył już nadrobić pewne braki, których nam się nadrabiać zwyczajnie nie chce. I w końcu zupełnie źle rozumiany indywidualizm, który nie ma nic wspólnego z odrębnością poglądów (a tym jest przede wszystkim), za to co raz częściej równa się z arogancją, towarzyską anarchią, egoizmem i warcholstwem.

Chciałbym Państwa zapytać, czego brakło uczestniczce koncertu Czesława Mozila, której artysta kazał w końcu - cytuję - "wypier*****"?

Film można obejrzeć TUTAJ (uwaga, zawiera wulgaryzmy).

Choć reakcja Mozila nie wpisuje się w kanon savoir-vivre’u, muszę przyznać, że w pełni ją rozumiem. Mam wrażenie, że facet zwyczajnie czymś się zmęczył...

I tu pojawia się pytanie, czy jako społeczeństwo też nie zaczynamy się pewnymi sprawami męczyć? Czy przestajemy włączać wiadomości, bo jedyna perspektywa, to obrzucanie się błotem. Czy przestajemy włączać programy publicystyczne, bo jedyny spektakl to teatr słownej wojny (raczej z epoki kamienia łupanego niż nowoczesnych technologii). Czy przestajemy wychodzić na spotkania towarzyskie, bo zaczynają nas męczyć rozmowy, które przekraczają pewne granice? Czy tracimy radość z przebywania w pracy, bo standardy relacji pomiędzy pracownikami czy szefem a pracownikami są dalekie od ideału? Czy nie zaczyna nas męczyć bycie wśród innych?

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na bardzo symptomatyczne zdanie, które padło w tym filmiku. Otóż, jedna z dziewczyn powiada: "zapłaciłam, to mogę". Otóż nie, nie może. Im szybciej wycenimy wszystko, co jest dookoła nas i im szybciej każde nasze działanie obliczymy na przyszłe korzyści, tym prędzej się pogrzebiemy żywcem i wrócimy do czasów niewolników. Władysław Bartoszewski powiedział kiedyś: "na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej (...) nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte" (Wikicytaty). Proszę pamiętać, że dobre maniery, szczególnie dziś, w ogóle się nie opłacają. Ale bezwzględnie warto z nich zrobić swój sposób na życie.

Jestem bardzo ciekawy, co Państwo myślicie o sytuacji, którą przedstawia film. Proszę pisać.