To nie było tak, że on o czymś mówił, on świadczył o tym. To jest największe dobro, jakie mogliśmy otrzymać, że był z nami i pokazywał nam jak żyć. Swoim życiem świadczył o tym - mówi prof. Andrzej Zieliński z Akademii Muzycznej, przyjaciel papieża.

Tomasz Skory: Pan pamięta Jana Pawła II z czasów, kiedy był po prostu Karolem Wojtyłą? Co razem robiliście?

Andrzej Zieliński: Zostałem mu przedstawiony w parę dni po jego nominacji biskupiej, czyli w 1958 roku, kiedy miał ingres na Wawelu jako biskup. Potem wielokrotnie miałem możność być u niego, rozmawiać, być uczestnikiem spotkań duszpasterskich takich jak: rekolekcje, dni skupienia, pielgrzymka do Częstochowy, tudzież wyprawy turystyczne, które nie były tylko tym relaksem dla ciała, ale także stwarzały możliwość wymiany doświadczeń, a przede wszystkim bycia i rozmowy z człowiekiem, którego wielkości może wtedy wszyscy nie przypuszczali. Domyślali się, może wyczuwali ci, co mają dużą intuicję. Postać sama, sposób rozmowy, sposób zachowania się był taki, że po prostu człowiek w ogóle nie miał tu nic do powiedzenia, żeby nie naśladować. Był to po prostu mistrz, nauczyciel. Wspaniały mistrz, nauczyciel, można więc powiedzieć, że i przyjaciel.

Tomasz Skory: Jak się wędrowało po górach, jak wyglądał spływ kajakowy z Karolem Wojtyłą?

Andrzej Zieliński: To było swoiste przeżycie, dlatego że po górach chodząc właściwie to się spotyka ludzi na szlaku. Ale wtedy, kiedy się te kajaki zaczęły, a zaczęły się 50 przeszło lat temu w 1953 roku, ja tam doszusowałem prawie 10 lat później, to te wody były puste, brzegi też, jeziora jeszcze takie nie zagospodarowane. Znajdowaliśmy się często sami – po prostu ta grupa tych 10 czy 15 kajaków i on – Karol Wojtyła, ksiądz, potem biskup, kardynał. Pływał do końca. Był jeszcze na kajakach latem w 1978 r. nad jeziorem Krympsko, co teraz w wielu filmach jest pokazywane - to miejsce, na którym był. Wtedy, kiedy się tak człowiek znalazł na odludziu, na łonie przyrody, która skłaniała do wielkich jakiś przemyśleń i miał możliwość płynięcia, rozmowy, bycia z człowiekiem takim jak Karol Wojtyła, to była rzecz niezwykła.

Tomasz Skory: Mówił wam o Bogu, czy raczej o dobroci?

Andrzej Zieliński: Mówiliśmy o wszystkim. O miłości też.

Tomasz Skory: Proszę mi powiedzieć, co pan najbardziej zapamiętał z tych wypraw z Janem Pawłem II? Czy jest jakieś szczególne wydarzenie, jakiś szczególny krajobraz, może pejzaż, w który wtopiona była sylwetka Ojca Świętego?

Andrzej Zieliński: Ja myślę, że to było udziałem każdego. To, co jest najbardziej istotne – to ja do dziś pamiętam – to te msze święte. Każdy dzień się rozpoczynał od mszy świętej. Postać tego kapłana, jego styl sprawowania Ofiary, jego sposób mówienia, przekazywania myśli, które były zawsze taką myślą przewodnią na cały dzień, a potem przy ognisku wieczorem, kiedy już rozbiliśmy się na nowym miejscu – i do przemyśleń, do rozmowy i do dyskusji. Jego sposób sprawowania Najwyższej Ofiary, to kiedy potem go oglądałem, jako arcybiskupa, kardynała, a potem jako Ojca Świętego – bo miałem tą niebywałą okazję być na inauguracji pontyfikatu – ja nie widziałem różnicy. Różnica była w miejscu, szatach, godności tego kapłana, ale w sposobie sprawowania – żadnej. Od początku „boży człowiek”.

Tomasz Skory: Kiedy odszedł, brakuje panu: tego bardziej kompana, nauczyciela z Mazur, czy raczej Ojca Świętego, wielkiego męża stanu?

Andrzej Zieliński: Bałbym się w ogóle używać takiego słowa: „kompana”, dlatego że można powiedzieć, iż byliśmy towarzyszami drogi Ojca Świętego na pewnym odcinku i w pewnych momentach jego życia. A brakuje mi Ojca, nauczyciela i mistrza. Nauka pozostaje, tym bardziej, że ja mam to dodatkowo w oczach. Mam to przeżyte na zawsze i to jest rzecz, której nie da się oddzielić – tego co zostało powiedziane, napisane, od tego, co on nas uczył i czego był przykładem niesamowitym. Bo to nie było tak, że on o czymś mówił, on świadczył o tym. To jest największe dobro, jakie mogliśmy otrzymać, że był z nami i pokazywał nam jak żyć. Swoim życiem świadczył o tym.