Prezydent szanuje komisję śledczą i wiąże duże nadzieje z ewentualnymi rezultatami jej prac – mówi gość RMF Tomasz Nałęcz. A wypowiedź Kwaśniewskiego o zatańczeniu przed komisją określa jako żartobliwe wyjaśnienie, że nie ma on już nic do powiedzenia ponad to, co w prokuraturze.

Tomasz Skory: Czy szef sejmowej komisji śledczej i wicemarszałek Sejmu po weekendzie widzi już podstawy, aby wziąć w obronę autorytet komisji nadszarpnięty wypowiedziami prezydenta?

Tomasz Nałęcz: Nie, prezydent powiedział, że bardzo szanuje komisję śledczą, że wiąże duże nadzieje z ewentualnymi rezultatami jej prac. Nie wszyscy Polacy tak mówią i myślą.

Tomasz Skory: Wcześniej i prezydent, i jego minister Dariusz Szymczycha, tworząc tzw. zespół pieśni i tańca niemalże, proponowali, że odtańczą przed komisją jakieś dziwne tańce. To zakrawało na kpiny.

Tomasz Nałęcz: Nad wypowiedzią ministra Szymczychy spuszczam kurtynę miłosierdzia, bo ona została powiedziana w radiu, które bardzo lubię, chociaż bardziej przystawała wiejskiemu wesołkowi, a nie ministrowi RP, bo minister szydził z komisji, a tego nie powinno się robić. Natomiast prezydent, argumentował, że naprawdę wszystko, co ma do powiedzenia, już powiedział prokuraturze. Powiedział, że przed komisją pozostało mu już tylko zatańczyć.

Tomasz Skory: To nie są kpiny?

Tomasz Nałęcz: Nie, nie.

Tomasz Skory: Szyderstwo?

Tomasz Nałęcz: Nie.

Tomasz Skory: Nawet poseł Szteliga – z SLD skądinąd – tak to nazwał.

Tomasz Nałęcz: Pewnie poseł Szteliga ma trochę mniejsze poczucie humoru niż ja. Natomiast prezydent w trochę żartobliwej formie powiedział, że naprawdę wszystko, co miał do powiedzenia, powiedział prokuraturze i przed komisją mógłby to tylko powtarzać.

Tomasz Skory: To może należałoby mu pozwolić to powtórzyć i jeszcze ewentualnie dopytać o kilka rzeczy, co do których rzeczywiście jasności nie ma i widzą to również posłowie, którzy byliby skądinąd przychylni prezydentowi?

Tomasz Nałęcz: Panie redaktorze, ja podzielam to przekonanie, które mówi w oparciu o ekspertyzy, że możliwość wezwania przez komisję sejmową, także komisję śledczą, prezydenta jest co najmniej niejednoznaczna w świetle funkcjonującego ładu konstytucyjnego. I konstytucja, i ustawy bardzo precyzyjnie opisują te dwie sytuacje, kiedy prezydent pojawia się w Sejmie. W obydwu przypadkach nad wypowiedziami prezydenta się nie dyskutuje. I po drugie: prezydent zademonstrował, że wie, co to znaczy równość obywateli wobec prawa i stawił się w prokuraturze, złożył obszerne zeznania.

Tomasz Skory: Ale przed komisją stawić się nie chce.

Tomasz Nałęcz: Natomiast tu nie chodzi – moim zdaniem – tylko o to, by przesądzić obecność prezydenta Kwaśniewskiego przed komisją, tylko – moim zdaniem – spór idzie też o to, że przed każdą kolejną komisją śledczą będzie już stawał prezydent Kwaśniewski, prezydent Rokita, prezydent Kaczyński, prezydent Kwaśniewska.

Tomasz Skory: Ale nie każda sprawa badana przez komisję śledczą zatrąca o prezydenta.

Tomasz Nałęcz: I oto dotknęliśmy najbardziej gęstego w tej sprawie. Prezydent w tę sprawę został uwikłany przez 2 osoby – Adama Michnika, który mu wszystko opowiedział, i Lwa Rywina, który bez słowa dał mu w wymiętoszonej kopercie hotelowej coś, co było w środku. Prezydent to wziął bez słowa, schował do kieszeni. Po paru godzinach dopiero przeczytał, niewiele z tego zrozumiał, bo to było jeszcze przed tą obszerną rozmową z Adamem Michnikiem 30 lipca. Więc związek prezydenta z tą sprawą jest naprawdę marginalny. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że pierwsza osoba w państwie, wiedząca o sprawach państwa bardzo dużo, w każdej następnej spawie – bo przecież dla spraw błahych się komisji nie powołuje - też będzie miał coś do powiedzenia. A ponieważ rozumiem, że następne komisje też będą jawne, to każda następna komisja będzie powoływała przed swoje oblicze każdego następnego prezydenta.

Tomasz Skory: Ale cóż w tym złego, panie marszałku? Ale skoro sam pan powiedział, że prezydent ma w każdej z tych spraw ma prawdopodobnie coś do powiedzenia.

Tomasz Nałęcz: Panie redaktorze, poddaję się. Pan jako człowiek mediów chciałby relacjonować takie obrady w komisji, podczas których prezydent – nawet bez większej potrzeby wezwany – by zeznawał. Więc ja rozumiem, że człowieka mediów ja nie przekonam, nie zniechęcę do takiego widowiska. Ale jest pytanie, czy dla ludzi szanujących autorytet państwa, szanujących głowę państwa, to jest podobny wybór. Moim zdaniem to jest inny wybór. Ten dzień, kiedy zwolennicy wezwania prezydenta przed komisję zwyciężą, będzie wstępem nie do bitwy pod Auerstedt ani Wagram - wymieniam bitwy, które są chlubą chwały armii napoleońskiej - ale okaże się, że to będzie Waterloo, że po wielotygodniowych sporach – zresztą większość komisji wezwała prezydenta - po to właśnie, żeby się okazało, że prezydent w tej sprawie ma niewiele więcej do powiedzenia niż to, co powiedział prokuraturze.

Tomasz Skory: Zobaczymy.