Tomasz Skory: Czy pan się przyzna do ulegania ogólnonarodowej „małyszomanii” – tak się to zjawisko nazywa dość powszechnie.

Jacek Santorski: Szczerze mówiąc nie, aczkolwiek nie jestem wolny od różnego rodzaju fascynacji.

Tomasz Skory: To dla pana jednostka chorobowa w skali społeczeństwa?

Jacek Santorski: Myślę, że w skali społeczeństwa są nam potrzebne różne wspólne doznania, wspólne transy, wspólne doświadczenia. To jest niegroźne.

Tomasz Skory: Pozwala odreagować jakieś frustracje.

Jacek Santorski: Poczuć się lepiej – zdecydowanie – odwrócić uwagę od tego co nienajlepiej układa się w życiu.

Tomasz Skory: Co może być takiego łączącego w zasiadaniu przed telewizorem, kiedy się nie jeździ na nartach i wymienianiu fachowych uwag o punkcie odbicia.

Jacek Santorski: Można mieć chwilowe wrażenie bycia w tym świecie. A osobowość i wizerunek Małysza ułatwia to, bo taki niepozorny okularnik. Można by się nawet domyślać, że może nawet z kompleksami. Można by się domyślać, że jeden z nas, może nawet z tej części nas, która się czuje bardziej wrażliwa, czy niedowartościowana. I oto on okazuje się, że ma żelazny charakter, żelazne nogi.

Tomasz Skory: Myśli pan, że osobowość Małysza ma aż takie znaczenie?

Jacek Santorski: Myślę, że idolem staje się ktoś, kto wydaje się jakby z nieba zstąpił, że jest po prostu super nadzwyczajny, albo po prostu właśnie jednym z nas i możemy bardzo łatwo wszelkie swoje aspiracje, wszelką potrzebę sukcesu bardzo mocno identyfikować.

Tomasz Skory: Gdyby tak naukowo tłumaczyć powstanie takiej ogólnonarodowej fascynacji, to właśnie zastanawiające jest to, że większość Polaków w ogóle nie ma nic wspólnego z nartami, a co dopiero ze skakaniem na nartach. No to jakże to inaczej uzasadnić niż jak tylko osobowością.

Jacek Santorski: No i sukcesem, spektakularnym sukcesem, dostrzeganym na całym świecie. Ciągle jakaś potrzeba zrekompensowania różnych kompleksów tu wychodzi.

Tomasz Skory: Jedna mała uwaga – trener naszego skoczka, Apoloniusz Tajner, uważa, że jednym z powodów narastania tej „małyszomanii” – bo można tu mówić o narastaniu – jest takie stopniowanie napięcia i stały dopływ bodźców, bo był czas kiedy Małysz wygrywał co tydzień, co utrwalało tą fascynację.

Jacek Santorski: To prawda. I jeszcze, kontynuując takie rozumowanie, to pewna nieregularność tych bodźców – tak zwana „nieregularność wzmocnień” – wygrywał prawie zawsze, ale nie zawsze. To też jeszcze bardziej wzmaga siłę tej manii.

Tomasz Skory: Gdyby nie ta regularność szaleństwo na punkcie Małysza byłoby mniejsze?

Jacek Santorski: Prawdopodobnie, gdyby mieć milion procent pewności, że on za każdym razem skoczy najlepiej i najdalej, to prawdopodobnie byłby mniejszy „fun” niż w sytuacji, gdy nie jesteśmy tak do końca pewni, ale jest to wysoce prawdopodobne.

Tomasz Skory: Więc jest ludzki nawet w tym przegrywaniu od czasu do czasu.

Jacek Santorski: O jest bardzo ludzki i myślę, że to jest jego naprawdę bardzo silna strona pod wieloma względami.

Tomasz Skory: Adam Małysz powiedział, „nie wiedziałem, że taki tytuł jest przyznawany” – po uznaniu go Królem Nart sezonu ubiegłego. „Kiedy skaczę” – powiedział – „nie ma mnie w domu” – w odpowiedzi na pytanie, jak jego starty przeżywa rodzina. Sądzi pan, że ta jego skromność, ta zwykłość da się utrzymać prz tego rodzaju sukcesach?

Jacek Santorski: Wierzę w profesjonalizm ludzi, którzy z nim pracują. To jest ekipa, która pokazuje, że w sporcie możliwy jest sukces zespołowy, że też ci ludzie, którzy pracują wokół niego – i trener, i fizjolog, i psycholog – że pracują wszyscy jako zespół. To jest piękne i Polacy powinni się z tego uczyć, bo często konsultanci w biznesie z którymi pracuję mówią „dlaczego jeden Polak pracuje jak dwóch Niemców, a już dwóch Polaków jak jeden Niemiec”? Nie bardzo umiemy współpracować – oni potrafią.

Tomasz Skory: Te sukcesy Adama Małysza muszą wynikać między innymi z wielkiej odporności psychicznej. Czy pan zna stosowaną przez doktora Blecharza, psychologa Adama Małysza, metodę relaksacji tzw. biofeedback, co to takiego?

Jacek Santorski: Na tyle, na ile ujawniają metody swojej pracy eksperci, którzy z nim pracują, mogę się zorientować, że są dwa sposób motywowania sportowca – jednym z nich jest maksymalizacja jego potrzeby osiągnięć i agresji.

Tomasz Skory: Po prostu „kill him”?

Jacek Santorski: Gdyby Małysz to usłyszał, miałby prawdopodobnie większe pobudzenie niż optimum pobudzenia. Praca z Małyszem jest nastawiona na pracę nad motywacją, tak zwaną motywacją typu „flow” – przepływu. On ma skoczyć w tych warunkach w jakich skacze w tej chwili z największym „funem”. On ma poczuć wszystkimi komórkami, wszystkimi zmysłami – jakość wiatru, jakość pędu, poczucie swojego ciała. Żeby wzmocnić poczucie tego ciała, żeby wzmocnić ten „fun”, jest technika biofeedbacku, która uczy na co dzień lepiej czuć swoje ciało.

Tomasz Skory: Taka wewnętrzna, mniej agrsywna?

Jacek Santorski: Biofeedback polega również na tym, że pewne przyrządy elektroniczne przetwarzają impulsy z ciała na pewne bodźce, które się łatwo dostrzega i przez to się jeszcze lepiej czuje i kontroluje. Szuka optimum motorycznego i psychicznego napięcia.

Tomasz Skory: Jak dotąd Adam Małysz nie zawiódł, co się stanie jeśli by przestał wygrywać?

Jacek Santorski: No niestety, tam gdzie jest miejsce na zaczarowanie, jest również miejsce na rozczarowanie. Wyrazem dojrzałości emocjonalnej społeczeństwa byłoby przyjęcie jego ewentualnych porażek, czy niepowodzeń ze zrozumieniem i z miłością. Czy nas na to będzie kiedyś stać, bo czas każdego produktu jest skończony, dotyczy to również produkcji sportowych.

Tomasz Skory: Przemyślmy to. „Nie do końca to rozumiem” – powiedział o „małyszomanii” sam Adam Małysz – „koncentruję się na skokach”.

Jacek Santorski: I bardzo dobrze.

Tomasz Skory: Oby tak dalej.