Dziś mecz, na który ostrzą sobie zęby kibice na całym świecie. Wiem, niby nic wielkiego, ale pojedynek Stany Zjednoczone - Niemcy ma sporo podtekstów. Jest tym ciekawiej, bo remis daje bezpieczny awans i jednym, i drugim bez konieczności oglądania się na Ghanę i Portugalię.

Zacznijmy od Juergena Klinsmanna, świetnego napastnika reprezentacji Niemiec (ponad 100 meczów w kadrze), który przecież kierował też reprezentacją naszych zachodnich sąsiadów. Pracował z Niemcami w latach 2004-2006. Wszystko skończyło się po mistrzostwach świata. Niemcy, grając u siebie, zajęli trzecie miejsce. W półfinale przegrali w niesamowitych okolicznościach z Włochami. Wynik Klinsmanna i tak trzeba uznać za sukces, bo na Euro 2004 reprezentacja grała fatalnie - nie wyszła z grupy - i jakoś nikt się nie kwapił, by w ciągu dwóch lat przygotować zespół do mundialu. Jemu się udało. A po mistrzostwach zastąpił go Joachim Loew, więc panowie znają się znakomicie.

Mieszkający od lat w Kalifornii Klinsmann przesiąknął już amerykańskim stylem bycia. Bije od niego optymizm. Pokonamy Niemców - mówi szkoleniowiec USA, ale czy wszyscy mu wierzą? Nie chodzi o złą wolę, którejkolwiek ze stron, ale chyba wszyscy wiedzą, że jeśli mecz zakończy się remisem, to i Stany, i Niemcy awansują do 1/8 finału. Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać - to hasło wykorzystane jakiś czas temu w jednej z reklam pasuje trochę do tej sytuacji. "Po co się drażnić, skoro można spokojnie załatwić sobie awans i wam też?". Po co ryzykować, skoro samemu można stracić tak wiele? Zachowawczość jest w tym momencie wskazana. Wszyscy będą zadowoleni. Trudno oczekiwać, by piłkarze obu reprezentacji walczyli do upadłego tylko po to, by zadowolić kibiców, jeśli przy okazji niechcący mogą załatwić sobie bilety powrotne do domu.

Pamiętacie Euro 2004? Tam w meczu grupowym Dania musiała zremisować ze Szwecją 2:2. To dawało awans obu drużynom i wyrzucało z turnieju Włochów. Skończyło się oczywiście 2:2. Na mundialu w 1982 roku było jeszcze ciekawiej. W meczu RFN-Austria wynik 1:0 dla Niemiec dawał awans obu drużynom kosztem Algierii. Skończyło się zgodnie ze scenariuszem. Jednak właśnie tamten mecz daje nadzieje, że dziś nie będzie kunktatorstwa. Piłkarze Niemiec i Austrii za tamten mecz byli krytykowani na całym świecie. Mówiono o zabiciu futbolu, żenadzie itd. Jeśli dziś mecz będzie miał podobny przebieg, to na pewno tamto spotkanie zostanie przypomniane. Po drugie, Amerykanie to raczej showmani - oni nie będą kalkulować, szczególnie, że Klinsmann ma coś w tym meczu do ugrania.

Remis mnie jednak nie zdziwi w najmniejszym stopniu. Choć jeśli padnie, to mam nadzieję, że po pasjonującym meczu, a nie po 90 nijakich minutach. Wyobrażacie sobie krytykę po przegranym meczu, w którym już remis dawał awans. Zaraz, zaraz... Włosi już coś o tym wiedzą.