Ukraina dryfuje w stronę Rosji - to obiegowa opinia o kraju Wiktora Janukowycza. Czy uzasadniona? Wiele wskazuje na to, że ukraiński wielki biznes i władze w Kijowie próbują w zmieniającym się świecie szukać własnego miejsca.

Ukraiński prezydent właśnie oświadczył, że jego kraj już nie szuka drogi do europejskiej wspólnoty "za wszelką cenę". Usunięcie z narodowej strategii zapisu o dążeniu do NATO może tworzyć wrażenie, jakoby Kijów przesuwał się w stronę Moskwy, szczególnie że Flota Czarnomorska zostaje na Krymie na dłużej, wspierana przez Zachód pomarańczowa Julia Tymoszenko nie jest wolna, a nowa ustawa toruje językowi rosyjskiemu drogę do urzędów.

Owszem, powyższe fakty świadczą o osłabieniu parcia Ukrainy na zachód, ale wcale nie muszą oznaczać zwrotu na wschód. Należy je raczej interpretować jako oznaki pragmatyzmu i asertywności władz w Kijowie. Przecież Unia Europejska i NATO i tak trzeszczą w szwach, Flota Czarnomorska i tak jest lekko zardzewiała, a rosyjski i tak jest językiem ulicy w Odessie, Charkowie czy Doniecku, więc nowa ustawa wzmocni raczej Janukowycza niż rosyjskie wpływy.

Z kolei obrońcy byłej premier niechętnie analizują jej rolę w zawarciu przez poprzedni rząd niekorzystnej dla Kijowa umowy gazowej z Rosją. Tymczasem to nie pomarańczowa historia, lecz błękitne paliwo decyduje o realnych możliwościach utrzymania suwerenności politycznej i gospodarczej przez Ukrainę.

Przyduszeni

Gaz zajmuje kluczową pozycję w bilanse energetycznym kraju. Podobnie jak w Polsce większość importu pochodzi z Rosji. Zużycie gazu na mieszkańca jest jednak trzy razy wyższe niż u nas, więc przy dwa razy mniejszej wielkości gospodarki, wzrost cen rosyjskiego gazu ma poważne konsekwencje.

Co najważniejsze, budowa systemu gazociągów pozwalających rosyjskiemu eksportowi gazu na zachód omijać Ukrainę, da Moskwie ogromną siłę przetargową w sporze z Kijowem o ceny gazu i kontrolę nad przesyłem.

Błękitna rewolucja

Ukraińcy pamiętają zimę z zakręconymi kurkami, ale się nie poddają. Podjęli walkę, bo zdają sobie sprawę, że zwiększenie możliwości nacisku ze strony Rosji, a potem przejęcie infrastruktury i ekspansja rosyjskich firm surowcowych, zagrozi suwerenności, a także... fortunom oligarchów. Kijów prowadzi walkę na trzech frontach i na wszystkich trzech w ostatnich tygodniach ogłoszono rozstrzygnięcia, które powinny wpędzić w kompleksy naszych polityków.

Po pierwsze Ukraińcy zamierzają zwiększyć własną produkcję gazu. Przed tygodniem przyznali konsorcjum ExxonMobil i Shella prawo do wydobycia na Morzu Czarnym, odrzucając kontrofertę rosyjskiego Łukoila. Prace mają się zacząć jeszcze w tym roku, łączne inwestycje przekroczyć 10 mld dolarów, a wydobycie 5 mld m3, co mniej więcej odpowiada całej obecnej produkcji gazu w Polsce.

Po drugie rząd przyjął plan budowy pierwszego ukraińskiego gazoportu. Statki z płynnym gazem mają cumować w pobliżu Odessy już za trzy lata, a Kijów próbuje zapewnić dostawy azerskiego gazu, przez Gruzję.

Po trzecie, w ramach zbliżenia kraju z Chinami, premier Azarow rozmawia o sprowadzeniu nad Dniepr chińskiej technologii gazyfikacji węgla. Rząd w Kijowie ogłosił właśnie zatwierdzenie programu przestawienia ukraińskich elektrowni z gazu na węgiel. Przedsięwzięcie ma kredytować China Development Bank niebagatelną sumą 3,5 mld dolarów.

Kijów nie musi odnieść sukcesu na wszystkich trzech frontach, ale na pewno same starania robią wrażenie na Rosjanach, którzy nie mogą już zakładać, że prowadzą grę z całkiem bezbronnym przeciwnikiem.

Być jak Wiktor Janukowycz

Polska, również uzależniona od rosyjskiego gazu, też ma silną kartę: gaz z łupków. Jednak na tle starań Kijowa, bezwład Warszawy wokół zapowiadanych od roku nowych przepisów łupkowych może budzić zdziwienie.

Z moich nieoficjalnych informacji wynika, że po odwołaniu w połowie czerwca - w ostatniej chwili - ogłoszenia nowych przepisów, kolejny termin - koniec sierpnia - już upadł. Według przecieków, co najmniej trzy, o ile nie pięć ministerstw ściera się o pozycję i wpływ na nowe regulacje. Końca sporu nie widać, a koncerny wciąż czekają na informacje o przyszłym opodatkowaniu. Dopóki się nie doczekają, nie należy się spodziewać przyspieszenia prac poszukiwawczych.