"Szok!", "Skrajna prawica rośnie w siłę!", "Front Narodowy najpopularniejszą partią we Francji!" - tak nadsekwańska prasa komentuje triumf Frontu Narodowego w niedzielnej pierwszej turze wyborów regionalnych - triumf największy w historii. To zwycięstwo jest dobrą wiadomością dla przeciwników politycznej poprawności we Francji, ale nie najlepszą nowiną dla Polski.

"Szok!", "Skrajna prawica rośnie w siłę!", "Front Narodowy najpopularniejszą partią we Francji!" - tak nadsekwańska prasa komentuje triumf Frontu Narodowego w niedzielnej pierwszej turze wyborów regionalnych - triumf największy w historii. To zwycięstwo jest dobrą wiadomością dla przeciwników politycznej poprawności we Francji, ale nie najlepszą nowiną dla Polski.
Szefowa FN - Marine Le Pen /JULIEN WARNAND /PAP/EPA

Najbardziej zaskakujące jest powtarzające się na pierwszych stronach wielu nadsekwańskich gazet – nawet prawicowych – słowo "szok". Historyczny rezultat wyborczy uzyskany przez Front Narodowy, który jako jedyne ugrupowanie jednoznacznie sprzeciwia się postępującej islamizacji Francji, nie powinien być bowiem dla nikogo niespodzianką. W ostatnich latach partia ta uzyskiwała bowiem regularnie coraz większe poparcie wyborców. Nie ma wiec co się dziwić, że ponad trzy tygodnie po bezprecedensowej serii krwawych zamachów islamskich terrorystów w Paryżu pobiła kolejny rekord – zebrała prawie jedną trzecią głosów, wyprzedzając wszystkie pozostałe ugrupowania polityczne. 

Komentatorzy sugerują, że w przypadku wyborów regionalnych zwycięstwo to ma wymiar raczej symboliczny. W drugiej turze głosowania, która odbędzie się w najbliższą niedzielę, Front Narodowy ma prawdopodobnie bowiem szansę na wygraną jedynie w dwóch lub trzech z 13 regionów, bo w pozostałych socjaliści i umiarkowana prawica wspólnie zablokują mu drogę do zwycięstwa. Z drugiej strony jednak podbój wielkiego regionu Nord-Pas de Calais-Pikardia - gdzie znajduje się największe obozowisko bliskowschodnich i afrykańskich uchodźców, zwane "Nową Dżunglą" - będzie dla szefowej tego ugrupowania, Marine Le Pen, świetną odskocznią do wyborów prezydenckich za półtora roku. Najważniejsze wydaje się jednak to, że duża część wyborców chce powiedzieć „nie” islamizacji ich ojczyzny i żąda wprowadzenia ostrej polityki antyimigracyjnej.

Jednocześnie Francuzi głosujący na Front Narodowy sprzeciwiają się coraz bardziej absurdalnej, politycznej poprawności, której hołduje zarówno lewica, jak i umiarkowana prawica. Sprawia ona, że każdy bez problemu może we Francji ostro wyrażać swoją niechęć wobec katolicyzmu, protestantyzmu czy choćby buddyzmu - ale nie islamu, bo za to można pójść do wiezienia. W praktyce, więc francuska "skrajna prawica" – przedstawiana przez wielu lemingów jako zagrożenie dla demokracji – broni tej ostatniej. Przypomnijmy bowiem, ze filarami demokracji są równość i swoboda wyrażania opinii – w tym możliwość krytykowania wszystkich religii. 

Trzeba byłoby przy okazji zadać sobie pytanie czy określenia "skrajna prawica" nie należałoby zastąpić w odniesieniu do Frontu Narodowego określeniem "radykalna prawica". "Skrajność" poglądów liderów tej partii przechodzi bowiem powoli do przeszłości. Nowa szefowa, Marine Le Pen, zaprowadziła w szeregach tego ugrupowania porządek. To ona usunęła z władz partii swego ojca – założyciela Frontu Narodowego Jeana-Marie Le Pena – właśnie za zbyt prowokacyjne wypowiedzi publiczne, w tym szerzenie antysemityzmu, prymitywnego rasizmu i gloryfikację kolaboracji z hitlerowcami w czasie drugiej wojny światowej. Ojciec chciał zawsze, by Front Narodowy był główną partią opozycyjną we Francji – niezależnie od tego, czy rządzi lewica, czy umiarkowana prawica, która ma również lewicowe ciągotki. Córka natomiast chce, by ugrupowanie to przejęło w sposób demokratyczny władzę we Francji. Kontrowersyjne wyskoki ojca w tej nowej strategii się nie mieściły, bo odstraszały dużą część wyborców i przeszkadzały w budowaniu nowego wizerunku Frontu Narodowego.

Niestety rosnąca popularność Frontu Narodowego – i możliwe dojście w przyszłości do władzy tego ugrupowania - jest paradoksalnie nie najlepszą nowiną dla Polski. Jest on bowiem francuską partią, która wyraża najdalej posuniętą pobłażliwość wobec agresywnej polityki Władimira Putina. Ugrupowanie to otrzymało – w niejasnych okolicznościach - wyjątkowo korzystne pożyczki od rosyjskich banków, które znajdują się w rękach powiązanych z Putinem oligarchów. Krytykowanie poczynań lokatora Kremla byłoby wiec dla jego liderów pluciem we własną zupę. Dodać należy do tego niechęć Frontu Narodowego do "amerykańskiej dominacji w Europie", a co za tym idzie – jawną niechęć do NATO. Sprawia to, że partia ta jest naturalnym francuskim sojusznikiem Putina.

(dp)