Co roku polscy i słowaccy ratownicy spotykają się na szczycie Grzesia w Tatrach Zachodnich, by upamiętnić jedną z najtrudniejszych akcji ratunkowych w histrorii TOPR - transport rannych partyzantów przez linię frontu z Doliny Zuberskiej.

Na początku 1945 14 ratowników pod kierownictwem Zbigniewa Korosadowicza wyruszyło przez grań Tatr po czterech rannych partyzantów. Ich oddział musiał się wycofać i zostawić rannych w prowizorycznym szałasie drwali. Polscy ratownicy podchodzili na nartach na Przełęcz Łuczniańską. Tam pozostawili narty, a dalszą drogę pokonywali pieszo, zapadając się w głębokim śniegu. Dodatkowo utrudniały sytuację ciągnięte przez nich cztery tobogany. Nie bez przygód dotarli, kompletnie wyczerpani, do lazaretu. Po kilkugodzinnym odpoczynku czterech rannych partyzantów owiniętych w koce ułożono na toboganach i jeszcze pod osłoną nocy rozpoczęto transport. Razem z nimi schodziły dwie sanitariuszki i lekarz. Na Zwierówce przedzierali się w odległości 150 metrów od placówki niemieckiej. Na szczęście udało się przedostać do lasu w Dolinie Łatanej, ale potem transport obciążonych toboganów w górę, aż na przełęcz, był nadludzkim wysiłkiem. Udało się szczęśliwie dotrzeć do Doliny Chochołowskiej, gdzie ogrzali się w szałasie, a pod wieczór przetransportowano wszystkich do Zakopanego. W rocznicę tej akcji Polacy i Słowacy pokonują podobną trasę i spotykają się na szczycie Grzesia.

Tłumaczenie: Byłem tu także przed rokiem i było pięć razy gorzej, niż teraz. Było -26 stopni, ale te widoki, to piękno, spotkanie z przyjaciółmi wszystko wynagradza. Abyśmy się tu co roku spotykali przez kolejnych 50 lat...