Młodziutka, milcząca i trochę zagubiona zakonnica o ujmującym spojrzeniu ma szansę osiągnąć więcej niż pewny siebie elektryk z charakterystycznym wąsem. Niestety, znajdą się na pewno tacy, którzy z uporem godnym lepszej sprawy będą tarmosić ją za habit i udowadniać, że niezłe z niej ziółko…

Na początek ustalmy fakty - film Pawła Pawlikowskiego od ubóstwianej przez filmowców statuetki dzieli jeszcze daleka droga. Na razie jest zaledwie kandydatem wytypowanym przez polskie środowisko filmowe. O tym, czy Akademicy go docenią i wciągną najpierw na wstępną, a potem ostateczną listę filmów ubiegających się o Oscara, przekonamy się w najbliższych miesiącach. Na razie więc nie popadajmy w euforię i nie dzielmy się na tradycyjne w takich sytuacjach dwie grupy. Jedni wbrew wszystkiemu powiedzą: "Na pewno się uda", a inni stwierdzą ze specyficznym nadwiślańskim optymizmem: "To i tak nie ma sensu". Tymczasem prawda jest taka, że za nami dopiero pierwszy krok. Bez wątpienia był rozsądny i dobry - zwłaszcza w porównaniu z decyzją z ubiegłego roku i jej pokrętnym uzasadnieniem opiewającym "walory promocyjne" filmu o pewnym znanym elektryku. Oby następne kroki - a wiele ich jeszcze potrzeba - były równie dobre.

"Ida" już odniosła sukces, którego nie da się porównać z żadnym polskim filmem ostatnich lat. Świadczy o tym zarówno mnogość nagród i wyróżnień przyznawanych w najróżniejszych kategoriach na całym świecie jak również ogromne zainteresowanie widzów - również za Oceanem. Jak przełoży się to na szanse oscarowe? Trudno odpowiedzialnie przewidywać coś w tej kwestii. Gusta Akademików i ścieżki ich postępowania bywają delikatnie mówiąc, pokrętne i mało zrozumiałe dla zwykłych śmiertelników. Na pewno jednak jest o co walczyć.

Niestety, wystawienie "Idy" jako kandydata do oscarowej nominacji sprawi najprawdopodobniej, że w naszym polskim piekiełku powrócą - mówiąc oględnie - absurdalne i pozbawione sensu dywagacje i oskarżenia. Pewnie znowu dowiemy się, że jest to łagodniejsza wersja "Pokłosia", film antykatolicki, antypolski, wypaczający historię i godzący w naszą dumę narodową. Zresztą, anonimowi komentatorzy pod artykułami o decyzji polskiej Komisji Oscarowej już wypisują, że dzieło Pawlikowskiego to film o Żydach zrobiony przez Żydów i dla Żydów i tylko z tego powodu może spodobać się w Hollywood - a oczywiście wiadomo, kto nim rządzi.

Tym, którzy jeszcze "Idy" nie widzieli, szczerze polecam ten film. Nawet jeśli nie zachwyci, to z pewnością nikomu nie zrobi krzywdy. Można oczywiście nie kupić intuicyjnego aktorstwa debiutującej na ekranie Agaty Trzebuchowskiej. Można mieć zastrzeżenia do kształtu przedstawionej opowieści - zwłaszcza, jeżeli potraktujemy ją (trochę wbrew intencjom twórców) jako opowieść w 100 procentach o historii i niemal deklarację ideową. Trudno jednak nie dostrzec faktu, że "Ida" to film szalenie inny od tego wszystkiego, co przez ostatnie lata widywaliśmy na ekranach. Warto się z nim zetknąć - nawet jeśli ostatecznie będziemy chcieli go odrzucić.