Persowie mają cały czas tego świata – głosi arabskie przysłowie. Przywódcy Iranu dowiedli swojej przysłowiowej cierpliwości wystawiając społeczność międzynarodową na długa próbę nerwów, zakończoną podpisanym porozumieniem zamrażającym irański program nuklearny.

Zobacz również:

Dlaczego Irańczycy zdecydowali się na podpisanie porozumienia o wstrzymaniu wzbogacania uranu? Izraelczycy podejrzewają, że jest to jedynie wybieg - Iran nie wstrzyma prac nad bronią atomową, a Zachód łatwowiernie ograniczając sankcje umożliwia złapanie oddechu irańskiej gospodarce. Jednak w moim przekonaniu, Iran prawdopodobnie będzie stosował się do porozumienia. Stanie się tak dlatego, że celem polityki Teheranu nie jest samo posiadanie broni atomowej. Jest nim uzyskanie pozycji mocarstwa regionalnego. Choć nie było to powiedziane wprost w zawartym wstępnym porozumieniu, to dla wszystkich jego sygnatariuszy jasne jest, że ceną, jaką wspólnota międzynarodowa będzie musiała zapłacić za rezygnację Iranu z broni atomowej jest nie tylko rezygnacja z sankcji, ale także cicha akceptacja jego strefy wpływów Iranu w regionie. Aktualnie strefa ta rozciąga się na zachód od granic granicy irańskiej i obejmuje Irak, Syrię i Liban.

Sygnatariusze porozumienia: USA, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja i Niemcy pokazali, że są w stanie zaakceptować tę cenę w zamian za denuklearyzację Republiki Islamskiej. Dla państw tych podtrzymanie zasady nieproliferacji broni atomowej, którą wszystkie poza Niemcami posiadają, było daleko bardziej istotne od zmiany równowagi siły na Bliskim Wschodzie. Dla państw europejskich i Chin zawieszenie sankcji otwiera także możliwość wejścia na rynek irański - 80 milionów względnie zamożnych klientów to w czasach kryzysu szansa na miliardowe kontrakty gospodarcze. Z drugiej strony, możliwość kupowania irańskiej ropy naftowej powinna obniżyć koszty tego surowca, na co liczą zarówno Europejczycy jak i Chińczycy.

Przegranymi dzisiejszego porozumienia są przede wszystkim sojusznicy Zachodu na Bliskim Wschodzie: Arabia Saudyjska i Izrael, zagrożeni przez wzrost potęgi Iranu. Monarchia saudyjska, mając świadomość nadchodzącego odprężenia na linii USA-Iran, zaczęła od kilku miesięcy zacieśniać relacje z Egiptem - jedynym krajem arabskim o porównywalnym do Iranu potencjale ludnościowym. Dla Saudyjczyków Egipt wydaje się potencjalnym gwarantem bezpieczeństwa. Z Rijadu ostatnimi dniami dochodziły też sygnały, że Saudowie dążą do zbliżenia z Izraelem, będąc nawet gotowi wesprzeć ewentualne izraelskie uderzenie lotnicze na irańskie instalacje atomowe. Trójkąt Rijad-Kair-Jerozolima to klasyczny przykład sojuszu budowanego pomiędzy niedawnymi adwersarzami w obliczu pojawienia się nowego, potencjalnie silniejszego gracza.

Utkanie perskiego dywanu wymaga kilkunastu lat konsekwentnego wysiłku i posiadania wizji całości. Polityka zagraniczna Iranu, misternie tkana przez dekady, przynosi Republice Islamskiej owoce. Czas pokaże, czy nie będą to owoce trujące dla reszty Bliskiego Wschodu.