Po raz pierwszy od wejścia Polski do UE tak wielu Polaków stanęło na czele komisji w europarlamencie, gdzie tworzy się unijne prawo. Polacy mają w Parlamencie Europejskim szefów trzech komisji (ds. energii, ds. rolnictwa i ds. konstytucyjnych), szefa jednej z ważnych podkomisji - ds. bezpieczeństwa, jednego wiceprzewodniczącego PE i prawdopodobnie dwóch kwestorów. Jakie znaczenie mają te funkcje i jak o nie walczyli eurodeputowani z PO i PiS?

Platforma Obywatelska na początku postawiła na walkę o realne wpływy w europarlamencie. PiS w tym okresie walczył jedynie o prestiż. Pod koniec negocjacji sytuacja się trochę odwróciła. I po stronie PO zaczęły brać górę ambicje i próżność.

Jeżeli jednak oceniać zdobyte przez polskie partie stanowiska pod względem ich znaczenia dla tworzonego w Unii prawa, a więc realnego wpływu - to lepiej poradziła sobie jednak Platforma wybierając szefostwo trzech komisji.

PO już  na samym początku negocjacji zrezygnowała z fasadowej funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, dzięki czemu uzyskała pierwszeństwo przy wyborze szefa jednej z najważniejszych komisji. Był to bardzo dobry ruch, który oznaczał, że eurodeputowani PO zrozumieli, że rola wiceprzewodniczącego poza prestiżem sprawdza się tylko do udzielania głosu deputowanym w zastępstwie przewodniczącego PE. Dokładnie odwrotny ruch wykonał wówczas PiS, który łaknącemu popularności Ryszardowi Czarneckiemu przyznał właśnie funkcję jednego z 14 wiceprzewodniczących PE, tracąc możliwość wyboru bardziej merytorycznych funkcji. Nawet funkcja kwestora dla Karola Karskiego nie należy do tych funkcji, które mają jakiekolwiek znaczenie dla procesu legislacyjnego w PE.

Po dobrej rozgrywce w pierwszej połowie "meczu", niestety w końcowej fazie doszło w PO do sporego zamieszania, bo stało się jasne, że dotychczasowy komisarz UE, Janusz Lewandowski nie ma co liczyć na drugą kadencję w Komisji.  Podwoił więc swoje wysiłki, by zgarnąć dla siebie komisję ds. energii (ITRE), obiecaną już Jerzemu Buzkowi, który od lat zajmuje się polityką energetyczną i był najbardziej naturalnym kandydatem. Jan Olbrycht, który negocjuje w imieniu PO poinformował ostatecznie o dziwnym kompromisie. Zgodnie z jego deklaracją, przez pierwsze 2,5 roku szefem ITRE będzie Buzek, a przez kolejne 2,5 - Lewandowski. Pomysł ten oznacza, że kryterium nie było merytoryczne. Chodziło po prostu o to, żeby Lewandowski nie poczuł się sponiewierany. Wątpliwości budzi  także ogłoszenie tej informacji publiczne (komu ona jest potrzebna poza Lewandowskim?). Taka informacja osłabiła pozycję Buzka. Wielu zagranicznych deputowanych, którzy będą musieli stawić czoła znającemu się na rzeczy Buzkowi, może przeciągać negocjacje w sprawach unii energetycznej, by "załatwić" pewne kwestie z mniej znającym się na tej dziedzinie - Lewandowskim.

Jako drugą komisję, PO wybrała AGRI czyli rolną, chociaż mogła wybrać ENVI, czyli komisję ds. ochrony środowiska, gdzie decydowane będą zasadnicze dla Polski sprawy redukcji CO2. Także przy tym wyborze zwyciężyły ambicje, a nie kwestie merytoryczne. Chodziło przede wszystkim o zaspokojenie koalicjanta, który po aferze taśmowej domaga się coraz więcej.

W komisji ds. rolnictwa niewiele się będzie działo, pieniądze już rozdano, a o reformie Wspólnej Polityki Rolnej już zdecydowano. Dobrze, że przynajmniej jej szefem będzie jeden z bardziej kompetentnych i pracowitych polityków PO-PSL - Czesław Siekierski.

Kolejna, trzecia komisja, którą wzięła PO - to AFCO, do spraw konstytucyjnych. Jej szefostwo obejmie Danuta Huebner, była komisarz UE oraz szefowa komisji ds. regionalnych w poprzedniej kadencji PE.

Z kolei PiS po tym jak w pierwszej fazie "wystrzelał" się z punktów - w ostatniej fazie zawalczył o szefostwo podkomisji ds. bezpieczeństwa dla Anny Fotygi. Była polska minister spraw zagranicznych ma poparcie swojej grupy politycznej - Europejskich Reformatorów i Konserwatystów, tak więc jej pozycja jest prawie pewna. Chociaż podkomisja nie ma wielkiego  znaczenia legislacyjnego (nie ma nawet własnych raportów, wszystkie głosowane są ostatecznie na komisji ds. zagranicznych), to ze względów politycznych może nabrać większego znaczenia niż do tej pory. Dużo będzie też zależeć od osobistego zaangażowania i pracowitości szefowej tej podkomisji.  To w każdym razie najbardziej merytoryczna funkcja, wywalczona do tej pory w PE przez PiS.

Teraz ważne będą przydziały tzw. koordynatorów, czyli "szarych eminencji" tworzonego prawa. To właśnie oni ustalają zakulisowe kompromisy i decydują o stanowisku frakcji w konkretnych dziedzinach. Są jednak bardzo mało widoczni, zwłaszcza dla mediów. To stanowiska dla tych, którzy chcą rzeczywiście pracować, a nie błyszczeć. Bo w PE często jest tak, że ci mniej widoczni mają największe wpływy. PO i PiS powinny teraz zawalczyć o jak największą liczbę koordynatorów.

(abs)