Charyzmatyczny, wyrazisty, dowcipny i skłonny do ciętych ripost niemiecki socjaldemokrata Martin Schulz został ponownie wybrany na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Wcześniej nie udało się tego dokonać żadnemu szefowi europarlamentu.

Martin Schulz pełnił już funkcję przewodniczącego PE przez minione 2,5 roku, czyli przez drugą połowę zakończonej siódmej kadencji tego organu.

W tajnym głosowaniu Schulza poparło 409 z ogólnej liczby 751 eurodeputowanych.

Wybór Niemca jest konsekwencją porozumienia między dwiema największymi frakcjami w europarlamencie: centroprawicową Europejską Partią Ludową oraz grupą Socjalistów i Demokratów. Uzgodniły one, że przez pierwszą połowę pięcioletniej kadencji Parlamentem Europejskim pokieruje socjalista, zaś w styczniu 2017 roku zastąpi go chadek.

Schulz miał trzech rywali w walce o fotel szefa PE. Brytyjski konserwatysta Sajjad Karim dostał 101 głosów, a kandydat europejskiej lewicy, polityk hiszpańskiej partii Podemos, Pablo Iglesias i austriacka Zielona Ulrike Lunacek otrzymali po 51 głosów. 

Pamiętne starcie z Berlusconim

58-letni Schulz to doświadczony europoseł - zasiada w Parlamencie Europejskim nieprzerwanie od 1994 roku. Ale Europa, w tym rodzime Niemcy, usłyszały o nim naprawdę dopiero w 2003 r., za włoskiej prezydencji w UE, gdy ówczesny premier Silvio Berlusconi w reakcji na jedną z ostrych krytyk Schulza powiedział na europarlamentarnym forum, że ten ówczesny szeregowy eurodeputowany byłby idealnym kandydatem do zagrania roli kapo we włoskim filmie.

Ta powszechnie krytykowana wypowiedź włoskiego szefa rządu spowodowała kryzys w stosunkach włosko-niemieckich, ale paradoksalnie przyczyniła się do wzrostu popularności Schulza we frakcji socjaldemokratów. Rok po starciu z Berlusconim Schulz został przewodniczącym frakcji i funkcję tę pełnił do początku 2012 r. Potrafił - kiedy trzeba, twardą ręką - zapanować nad różnorodnymi nurtami i interesami w tej drugiej co do wielkości grupie europarlamentarnej.

Pomocna mu była biegła znajomość francuskiego i angielskiego oraz doświadczenie w pracy partyjnej. Utrudnienie stanowił czasem niewyparzony język. Nie jest łatwo z nim pracować - mówił wówczas jeden z europejskich urzędników. Wbrew obawom, krytykowany przez niektórych wybuchowy charakter Schulza zupełnie nie był widoczny podczas pełnienia przez niego funkcji szefa PE. Zaś jeden z jego najbliższych współpracowników mówił o doskonałej organizacji pracy i atmosferze panującej w gabinecie przewodniczącego.

Konsekwentnie krytykował rządy PiS

W Polsce Schulz jest pamiętany z ostrej, konsekwentnej krytyki rządu PiS. Wzywał do jego izolacji w UE po sprzeciwie wobec ustanowienia Europejskiego Dnia przeciwko Karze Śmierci, a także wypowiedzi ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego deklarującego się jako zwolennik tej kary. Mam nadzieję, że polski naród jest na tyle mądry, że szybko odeśle ten rząd do domu - oświadczył niemiecki polityk podczas debaty w PE.

Prawica ma mu za złe ten język i nieprzejednaną krytykę nacjonalizmu, prawicowego ekstremizmu w różnych krajach oraz zdecydowaną obronę lewicowych ideałów. Były lider francuskiego Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen powiedział o nim kiedyś, że "ma głowę Lenina, zaś mówi jak Hitler" - bowiem to m.in. zabiegi Schulza sprawiły, że ten francuski nacjonalista nie zainaugurował jako dziekan pierwszej po wyborach sesji PE w lipcu 2009 r. W Polsce część polityków prawicy ma za złe Schulzowi zażyłe stosunki z dawnym partyjnym liderem i byłym kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, m.in. za jego udział w realizacji Gazociągu Północnego.

(mal)