Elżbieta Bieńkowska musi nie tyko stworzyć swój gabinet w Komisji Europejskiej. Od niej będzie także zależało, ilu naszych rodaków zostanie zatrudnionych w gabinetach pozostałych komisarzy, czyli jaki realny wpływ będzie miała Polska na działanie całej Komisji.

Do tej pory polskim komisarzom zatrudnianie rodaków w gabinetach innych komisarzy w ogóle nie wychodziło. Danuta Huebner była pierwszym polskim komisarzem, miała więc najtrudniej, bo patrzono jej podejrzliwie na ręce. Natomiast za czasów Janusza Lewandowskiego w innych gabinetach pracowało raptem 3-4 Polaków. To stanowczo za mało, biorąc pod uwagę osiągnięcia innych krajów, na przykład Hiszpanii czy Włoch, nie mówiąc już o Francji i Wielkiej Brytanii.

Jak się dowiedziałam, dziesiątki podań z prośbą o zatrudnienie lub poparcie spływają do Warszawy. To subtelna gra unijnych stolic o wpływy w Komisji Europejskiej. Bieńkowska będzie musiała nie tylko zadbać o swój gabinet, obsadzając go zaufanymi Polakami (nie może być ich zbyt wielu!) oraz kompetentnymi urzędnikami z zagranicy. Musi zwłaszcza powalczyć o naszą reprezentację u pozostałych 27 komisarzy, z Junckerem na czele.

Komisarze przy obsadzaniu tych stanowisk kierują się niepisaną zasadą: ja zatrudnię urzędnika z twojego kraju, w zamian - ty weźmiesz do swojego gabinetu mojego rodaka. Między Francją i Niemcami istnieje już długotrwały układ, że - gdy szefem gabinetu jest Francuz - to jego zastępcą zostaje Niemiec i na odwrót.

Bieńkowska będzie natomiast musiała zdecydować się na strategię: albo wspiera stare kraje Unii, albo popiera państwa naszego regionu. Będzie musiała zdecydować się na strategię geopolityczną, która będzie miała długofalowe konsekwencje dla Polski. Każdy zatrudniony w jej gabinecie zagraniczny urzędnik - powinien zaowocować - nominacją Polaka, gdzieś indziej.

Ważne, by Polak pracował w gabinecie hiszpańskiego komisarza do spraw energii i klimatu, lub u słoweńskiej komisarz odpowiedzialnej za unię energetyczną. Pilnowanie unijnej polityki energetycznej powinno być priorytetem dla Polski. To będzie pierwszy test dla byłej wicepremier. Tym bardziej, że Polska - nadal nie ma - odpowiedniej reprezentacji na średnich stanowiskach menadżerskich.

Nominacja Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, Bieńkowskiej - na komisarza łączącego dwie teki, czterech Polaków - na szefów europarlamentarnych komisji daje nam "władzę" w UE, jakbyśmy byli co najmniej trzecim co do wielkości krajem UE. Pod tym względem Polska jest w ścisłym kierownictwie Unii Europejskiej. Jednak - między tymi  najwyższymi stanowiskami a średnimi - jest kolosalna przepaść. Nadal jesteśmy bardzo słabo reprezentowani na szczeblu menadżerskim. A to nie wróży dobrze skuteczności polskiej polityki w europejskich instytucjach. Rożne, polskie sprawy powinny być także pilnowane na niższych, dyrektorskich szczeblach. Sama "wierchuszka" nic w Brukseli dla Polski nie zdziała.