W tym tygodniu ma zostać złożony w Sejmie obywatelski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Jest to kolejna próba uzyskania przez rodziców realnego wpływu na edukację ich dzieci. Zorganizowane przez ludzi skupionych wokół Fundacji Rzecznik Praw Rodziców środowisko to aktywni rodzice, którzy obserwując nieprzemyślane zmiany wprowadzane do polskiej oświaty przez kierujące nią w ostatnich latach ekipy ministerialne, podejmują działania mające uchronić dzieci przed niebezpiecznymi dla nich skutkami owych zmian.

Dotychczas ich inicjatywy były ignorowane przez rządzących, co niestety nie świadczy dobrze o stanie naszej demokracji. Trzeba bowiem zauważyć, iż w prawdziwie demokratycznym państwie rządzący nie mogą pozbawiać rodziców realnego wpływu na edukację ich dzieci. Tam, gdzie tak się dzieje mamy do czynienia w istocie z państwem totalitarnym, które zawłaszcza sobie obywatelskie prawa rodziców do współdecydowania o edukacji ich dzieci. Równocześnie warto dostrzec, iż aktywność rodziców to bardzo pozytywny przykład podejmowania przez obywateli próby uzyskania rzeczywistego wpływu na kształt ważnych dla nich spraw. Mam nadzieję, że tym razem sejmowa większość zachowa się inaczej niż przy poprzedniej próbie obywatelskiej nowelizacji ustawy o systemie oświaty, która została unicestwiona już w pierwszym sejmowym czytaniu. Niezależnie bowiem od oceny szczegółowych propozycji zawartych w obywatelskim projekcie, jego autorzy mają prawo do poważnej sejmowej debaty nad nimi. Poważnej, czyli spokojnej i merytorycznej, wolnej od politycznych uwarunkowań, mającej na celu wypracowanie optymalnych dla polskich dzieci rozwiązań.  

Trzeba podkreślić, iż w treści nowelizacji znajduje się wiele rozwiązań bliskich osobom ceniącym sobie obywatelską wolność wyboru, począwszy od decyzji o wcześniejszym rozpoczynaniu przez dziecko obowiązku edukacyjnego, a skończywszy na możliwości wyboru przez nauczyciela programu nauczania i podręcznika. Trzeba zauważyć, iż w tej ostatniej kwestii rodzice bronią nauczycielskiej autonomii zagrożonej przez narzucany uczącym program rządowego podręcznika. Skądinąd pisanie przez rządowe agendy podręczników oraz wprowadzanie do wszystkich szkół jednolitych ministerialnych programów to rozwiązania dobrze znane z peerelowskiej oświaty. Rodzice pragną zachować nauczycielskie prawo do wyboru podręcznika oraz programu nauczania, jak też uzyskać wiążącą możliwość opiniowania szkolnych programów wychowania i nauczania. Innymi słowy pragną oni zagwarantować sobie otrzymywanie pełnej wiedzy o sposobach edukacyjnego oddziaływania szkoły na ich dzieci. W przypadku niemożności uzyskania przez nauczycieli i rodziców konsensusu w tej kwestii, organ właścicielski szkoły będzie zobowiązany do powołania mediatora, który powinien ułatwić obu stronom dojście do niego. Ta propozycja, szczególnie w kontekście programu nauczania, może wydawać się zbyt radykalną, jednak jeżeli przypomnimy sobie, iż we wszystkich programach musi być uwzględniona ogólnokrajowa, ministerialna podstawa programowa to wówczas nie powinniśmy obawiać się, iż przyjęcie takiego rozwiązania zanarchizuje programowo polskie szkoły. W istocie zabezpieczy ono jedynie rodzicom wpływ na dodatkową szkolną ofertę programową. Poza tym jego stosowanie przyczyni się do budowania nowych relacji pomiędzy nauczycielami i rodzicami; będą one musiały być oparte na zasadach wzajemnego przekonywania, co otworzy nowe możliwości dla kształtowania kultury dialogu i współpracy rodziców i nauczycieli. Być może właśnie poprzez nie uda się zbudować model autentycznego współdziałania rodziców i nauczycieli. Naturalnie może się zdarzyć, iż w wielu szkołach owo prawo rodziców do współdecydowania o ofercie programowej szkoły może pozostać przysłowiową "martwą literą", to jednak jestem przekonany, iż jego wprowadzenie będzie miało ożywczy wpływ na wiele rodzicielskich środowisk.

Nie można nie dostrzec, iż autorzy obywatelskiej propozycji nowelizacji ustawy oświatowej nie dali się nabrać na zalety "bezpłatnego" rządowego elementarza, czyli okazali się odporni na związaną z tym propagandę sukcesu. Podobnie należy zauważyć, iż nie przekonał ich program przedszkoli "za złotówkę", odbierający w istocie rodzicom możliwość wpływu na zakres i jakość dodatkowej oferty przedszkola publicznego. Stąd też postulują oni umożliwienie rodzicom opłacania takich zajęć w tych placówkach za zgodą rady rodziców. W zakresie edukacji przedszkolnej zwracają oni również uwagę, iż winna być ona obowiązkiem państwa wobec dziecka, a nie dziecka wobec państwa, czyli państwo ma zapewnić każdemu dziecku możliwość korzystania z niej, a nie narzucania jej obowiązku. Spojrzenie na tę kwestię to bardzo słuszne spostrzeżenie, iż państwo ma być dla obywatela, a nie obywatel dla państwa. Tymczasem od lat obserwujemy, iż w III RP wśród większości polityków dominuje pogląd zgoła przeciwny. Warto byłoby wreszcie rządzącym uświadomić ich służebną wobec obywateli rolę.

Po lekturze projektu obywatelskiej nowelizacji ustawy oświatowej muszę przyznać, iż jest on dla mnie bardzo optymistycznym dowodem na istnienie w Polsce sporej grupy rodziców, starających się rozważnie wpływać na kształt naszego systemu edukacyjnego, zauważających istotne dla każdego ucznia sprawy, jak chociażby kwestię odpowiedniego standardu wyposażenia każdej placówki. Zresztą cała nowelizacja przeniknięta jest autentyczną troską o los dzieci w naszych przedszkolach i szkołach. Autorzy nowelizacji przygotowując swoje propozycje widzieli swoje dzieci poddawane edukacyjnym oddziaływaniom, a nie - jak ma to często miejsce w przypadku polityków i urzędników - anonimowych uczestników procesu edukacji. Stąd też ich propozycje są maksymalnie bezpieczne dla dzieci. Jest to pewnego rodzaju obywatelski /rodzicielski/ głos sprzeciwu wobec edukacyjnego eksperymentowania na dzieciach. W związku z tym nie powinno dziwić umieszczenie w nowelizacji kwestii większych niż dotychczas ułatwień dla korzystania z edukacji domowej przez dzieci, szkoda tylko, iż bez domagania się objęcia jej subwencjonowaniem ze środków publicznych. Tymczasem w sytuacji, gdy za każdym dzieckiem objętym obowiązkiem edukacyjnym "wędruje" z budżetu jego pieniądz oświatowy, nie ma żadnych powodów, żeby nie dotyczyło to dzieci realizujących go w formie edukacji domowej.

Losy obywatelskiego projektu nowelizacji ustawy oświatowej w Sejmie i ewentualna dyskusja wokół jego treści ukażą nam skłonność obecnych w nim polityków do poważnej dyskusji z obywatelami. Być może będzie ona większa niż dotychczas, gdyż niebawem będą kolejne wybory parlamentarne...