Za cierpienia Ukraińców odpowiedzialne są tak władze komunistyczne, narzucone przez Moskwę, jak i struktury UPA, które pod dowództwem Romana Szuchewycza i Mirosława Onyszkiewicza, rozpętały piekło na ziemi.

Za dwa miesiące minie 70. rocznica operacji wojskowej (zwanej powszechnie akcją), przeprowadzonej pod kryptonimem "Wisła" przez rząd komunistyczny w Warszawie. Rocznica ta budzi duże emocje, bo historycy i politycy różnią się w ocenie tych wydarzeń. Przypomnę tylko najważniejsze fakty.

Na konferencji międzynarodowej, która w lutym 1945 roku odbyła się w Jałcie na Krymie, alianci zachodni, Anglicy i Amerykanie, zdradzili Polskę. Nie tylko oddali ją jako łup wojenny krwawemu Stalinowi, ale i zgodzili się na odrąbanie od niej siedmiu województw, tworzących Kresy Wschodnie. W wyniku tej decyzji polska ludność kresowa została przymusowo wysiedlona na tzw. Ziemie Odzyskane. Jak na ironię wysiedlenie to nazwano "repatriację", czyli powrotem do ojczyzny. W rzeczywistości była to ekspatriacja, czyli wypędzenie z ojczyzny. Oczywiście nikt Polaków o zdanie w tej kwestii nie pytał.

W podobny sposób z Polski południowo-wschodniej przesiedlono na tereny wcielone do ZSRR prawie 500 000 Ukraińców. Działania te znacznie osłabiły ludobójcze akcje Ukraińskiej Powstańczej Armii. Jednak nadal jej liczne bazy funkcjonowały we wschodnich częściach województw rzeszowskiego i lubelskiego. Tereny te, leżące na zachód od linii Curzona i z tego względu nazywane "Zakierzonią", według planów ruchu banderowskiego miały stać się zalążkiem nowego państwa ukraińskiego. Napady na tamtejsze wioski i miasteczka przynosiły krwawe żniwo, nie mniejsze niż na Wołyniu i Podolu. Zagrożenie to dostrzegało polskie podziemie antykomunistyczne, które nadzwyczaj rzadko zawierało doraźnie sojusze z banderowcami. Takim wyjątkiem był np. atak na Hrubieszów w 1946 r. O wiele częściej zwalczało ukraińskie oddziały, broniąc Polaków przed eksterminacją. Z kolei rząd komunistyczny, całkowicie zależny od Moskwy, podjął decyzję o rozprawieniu się z banderowskim podziemiem poprzez kolejne przesiedlenia. Metoda ta, inspirowana i akceptowana przez władze radzieckie, była drastyczna, ale dalsza walka z fanatykami spod znaku Romana Szuchewycza ps. "Taras Czuprynka, komendanta głównego UPA, oraz Mirosława Onyszkiewicza ps. "Orest", dowódcy kureni i sotni w Polsce, mogła przeciągnąć się na długie lata i co za tym idzie przynieść zagładę tysiącom niewinnych cywili, tak Polaków, jak i Ukraińców i Łemków.

Plany całej operacji opracował gen. Stefan Mossor, który przed wojną był dowódcą 6. Pułku Strzelców Konnych im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi. Oczywiście zabójstwo gen. Karola Świerczewskiego w dniu 28 marca 1945 . pod Baligrodem przez jedną z sotni UPA było tylko pretekstem. Akcja Wisła" trwała od kwietnia do lipca 1947 r., choć dodatkowe przesiedlenia miały miejsce jeszcze w latach następnych. Objęła ona 140 000 Ukraińców, których przymusowo, w eskorcie wojska i milicji, przesiedlone na teren ówczesnych województw olsztyńskiego, koszalińskiego, zielonogórskiego i wrocławskiego. Położyło to ostateczny kres działalności UPA w Polsce.

Najtrafniej wydarzenia te oceniła dr Lucyna Kulińska z Krakowa:

"Operacja "Wisła" miała przyzwolenie moralne i akceptację społeczeństwa polskiego jako jedyny skuteczny środek do zakończenia dalszego przelewu polskiej krwi. Akcję tę należy uznać za realizowanie na tych terenach polskiej racji stanu i działanie konieczne. Odpowiedzialność za to, że do niej doszło, spada na zbrodniczą ideologię OUN-UPA i jej wykonawców [...]. Nie wolno mylić przyczyny ze skutkiem. Zrzucanie na Polskę wtedy i dzisiaj winy za to, że wreszcie skutecznie obroniła swoich obywateli i okrojone terytorium, należy uznać za nadużycie."

Szczupłość miejsca nie pozwala mi na rozwinięcie wszystkich wątków. Dlatego też wszystkich zainteresowanych odsyłam do publikacji ukraińskiego historyka (zmarłego w Toronto) Wiktora Poliszczuka oraz polskich badaczy i historyków, w tym zwłaszcza Ewy Siemaszko, prof. Czesława Partacza, dr Andrzeja Zapałowskiego i wspomnianej Lucyny Kulińskiej. Do sprawy powrócę przed samą rocznicą.