Data 5 maja 2010 roku, to mój osobisty kandydat na nasze nowe narodowe święto, tym razem święto edukacji :). Powrót matematyki na maturę po ćwierćwieczu niczym nie uzasadnionej nieobecności może zostać i - jak uważam - zostanie uznany za początek naprawy naszego systemu edukacji. Szkody, które owa nieobecność i związana z nią możliwość "nieuczenia się" matematyki w szkole średniej wyrządziła pokoleniom młodych Polaków i krajowi w ogóle są olbrzymie, ale miejmy nadzieję, że właśnie zaczynamy je nadrabiać.

Owo nadrabianie zajmie sporo czasu, bo obecne standardy nauczania i egzaminowania z matematyki są dalekie od doskonałości, by nie powiedzieć, marne (wystarczy zapytać wykładowców wyższych uczelni technicznych, jak "przygotowani" są z matematyki studenci pierwszego roku). Mimo wszystko, obowiązkowa matura to krok w dobrym kierunku, który oby wymusił korektę programów i podniesienie poziomu nauczania "królowej nauk" na nawet podstawowym poziomie.

Matematyka jest językiem współczesności, bez posługiwania się nim w podstawowym choćby wymiarze nie można rozumieć nawet wyciągów bankowych. Bez wpajanej od najmłodszych lat i egzekwowanej na egzaminach logiki myślenia nie można oczekiwać, że młodzi ludzie będą potrafili samodzielnie obserwować otaczający świat i samodzielnie wyciągać logiczne wnioski na podstawie tego, co widzą. W matematyce 2 i 2 jest 4 bez względu na okoliczności, PR, propagandę i wyniki sondaży.

"Nieznajomość matematyki nie czyni cię humanistą" - to powiedzenie wyraźnie nie trafiło do uszu roczników Polaków, którzy po 89 roku rzucili się do studiowania "łatwych" kierunków. Może gdyby "zmusić" ich do nauki matematyki, przynajmniej część wybrałaby "trudniejsze" studia, dające rzeczywistą wiedzę, większe szanse zatrudnienia i większy pożytek gospodarce. Miejmy nadzieję, że 5. maja oznacza początek zmian na lepsze. Wiwat matematyka!