No dobrze, poczułem się wezwany do tablicy. Pani minister Teresa Piotrowska, szefowa MSW, w odpowiedzi na falę ostatnich zatruć dopalaczami, poskarżyła się na media, że nie dość aktywnie propagują zdrowy tryb życia. To znaczy, nie dość aktywnie propagują życie bez narkotyków. Moje poczucie wezwania nie wynika z poczucia winy, bowiem z mediami, które aktywnie propagują choćby marihuanę nie mam nic wspólnego. Wynika z poczucia obowiązku.

Ja także uważam, że w mediach i poza nimi powinniśmy promować styl życia wolny od jakichkolwiek uzależnień. I powinniśmy kierować ten przekaz szczególnie do ludzi młodych, którzy są najbardziej na uzależnienia podatni i których zdrowie, a nawet życie może być w wyniku tych uzależnień najbardziej zagrożone. Co do tego jesteśmy zgodni.

Jeśli tak, to czuję się zmuszony wspomnieć o opublikowanych tydzień temu na łamach czasopisma "Psychology of Addictive Behaviors" wynikach badań na temat podatności nastolatków na reklamy medycznej marihuany. Badania przeprowadzone przez RAND Corporation na 8 tysiącach uczniów szkół średnich południowej Kalifornii pokazały, że ci z nich, którzy zetknęli się z takimi reklamami, dwukrotnie częściej, niż inni przyznawali się do sięgania po ten narkotyk dla rozrywki lub zamiaru, by go w ciągu najbliższego roku spróbować. Ok, wiem, że u nas na razie nic o reklamowaniu medycznej marihuany się nie mówi, sugeruję jednak, by się zastanowić nad skutkami, jakie te wszystkie najzupełniej publiczne twierdzenia o "leczniczym działaniu zioła" i jego "szkodliwości mniejszej, niż w przypadku alkoholu" mogą przynieść. I to zastanowić się jeszcze przed szkodą.

Pani minister ma też rację, że młodym ludziom trzeba pokazać alternatywę, przekonać ich, że życie bez narkotyków może być ciekawe, może dawać pełną satysfakcję. Spieszę więc z dowodami naukowymi na potwierdzenie także tej tezy. Są wynikiem eksperymentów na myszach, ale nie ma powodów, by im nie wierzyć. Pod tym względem my ludzie jesteśmy prostsi w działaniu, niż nam się wydaje.

Według opublikowanych na łamach czasopisma "Neuropharmacology" wyników badań, uzależnione od kokainy myszy, którym zapewniono odpowiednio wymagające "intelektualne rozrywki" były znacznie mniej zainteresowane dostępem do narkotyku, niż te, które zdobywały przysmaki bez wysiłku, a także te którym pozwolono się nudzić. Myszy, które uczyły się drogi w labiryncie, zdobywały nowe doświadczenia, wyszukiwały ukryte przysmaki, znajdywały w tym na tyle dużo przyjemności, że mniej rozglądały się za kokainą. Autorzy pracy, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley tłumaczą, że nawet krótki czas spędzony na rozwijających umysł aktywnościach przyczynia się do korzystnych zmian w naszym mózgowym centrum nagrody, sprzyja łagodzeniu uzależnień.

Mam nadzieję, że z panią minister zgodzimy się też co do tego, że MSW i inne organy państwa powinny skutecznie uniemożliwiać przestępcom wprowadzanie szkodliwych substancji na rynek, działać na rzecz społeczeństwa a nie oszukiwać społeczeństwo, że działają. To oczywiste. Jednak my wszyscy też musimy brać na siebie część odpowiedzialności za to, co się wokół nas dzieje. Choćby za budowę kultury wymagań, odpowiedzialności, kultury uczenia się rzeczy ważnych i ciekawych, dążenia do bycia lepszym i mądrzejszym. Ostatnio wychodzi nam to średnio, bo daliśmy się zaskoczyć rzecznikom kultury bzdury i nieodpowiedzialności. Ale przecież nie odpuścimy, prawda?