Instytut Pamięci Narodowej przypomniał właśnie o tym, że dokładnie 81 lat temu w Berlinie odbył się I Kongres Związku Polaków w Niemczech, podczas którego uchwalono między innymi "Pięć prawd Polaka". Piąta z nich brzmiała "Polska Matką naszą, nie wolno mówić o Matce źle". Ciekaw jestem, ilu z nas podpisałoby się dziś pod tym hasłem, ilu byłoby skłonnych go bronić, ilu ograniczyłoby się choćby do tego, by mu aktywnie nie zaprzeczać. Ilu wreszcie rozumie, jak to hasło jest ważne. Bo tak się składa, że Polaków chętnych do tego, by o Polsce mówić źle - także, a może nawet przede wszystkim za granicą - nie brakuje.

Dyskusja o tym, czy można ojczyznę za granicą krytykować, toczy się nad Wisłą nie od dziś. I jej kontekst wydaje się mocno związany z przeszłością zaborów i okupacji, która wszczepiła nam poczucie niższości i głęboką niepewność w obliczu tych "lepszych" narodów. II RP zrobiła w dziele odbudowy naszego ego, co mogła, lepiej lub gorzej, PRL i III RP - więcej złego, niż dobrego. I oto wylądowaliśmy w nowych, niełatwych czasach XXI wieku, jak dziecko we mgle. Część z nas za Wiliamem Szekspirem mówi, że zły to ptak, który własne gniazdo kala. Inni powołują się chętniej na Cypriana Kamila Norwida, który z tamtymi słowami polemizował. Czy jednak wiemy, jak powinno być? Czy między kalaniem gniazda, a nie pozwalaniem, by o tym mówić, jest jakaś trzecia droga? A co wtedy, gdy kala się własne gniazdo mówiąc, czy pisząc nieprawdę?

Niby można się było już do tego przyzwyczaić, ale przyznaję, że wciąż z niegasnącym zdumieniem patrzę w teksty wielu zwolenników totalnej opozycji, którzy na łamach niechętnej Polsce liberalnej, zagranicznej pracy tak skwapliwie opisują straszne rzeczy, które się tu wyprawiają. To nic, że obraz owej autorytarnej, nacjonalistycznej, niemal faszystowskiej satrapii, który malują nie ma z rzeczywistością wiele wspólnego, że zagrożenia dla demokracji i praworządności są wydumane albo w najlepszym wypadku wyolbrzymione, ważne, że można nielubianym politykom i pogardzanym wyborcom przyłożyć. I jeszcze tam, za granicą, zapunktować.

Tamci to podchwycą, powielą, roześlą i wdrukują tym odbiorcom, którzy im wierzą. Nam przyniesie to tylko straty, bo opinia idzie w świat i mało komu będzie się chciało wdawać w szczegóły takich, czy innych wewnętrznych sporów, które owe teksty napędzają. Mało kto zada sobie trud, by dowiedzieć się, jak tu jest naprawdę, o co choćby w Marszu Niepodległości chodzi. Te opinie będą nam szkodzić niezależnie od tego, jakie będą wyniki jednych i drugich wyborów, nawet wtedy, gdy ulubieńcy autorów tych tekstów do władzy wrócą. Kiedy nie wrócą, też. Propagowania tego podłego, stereotypowego obrazu Polaków właśnie za granicą, żadna walka polityczna w kraju, nawet ostra, nie tłumaczy i nie usprawiedliwia.

Przyznam, że kiedy usłyszałem o wywiadzie prof. Pawła Śpiewaka dla tygodnika "Polityka", który miał dotyczyć antysemityzmu, a zaczyna się od zacytowania mema z Leo Messim, który mówi o faszystowskiej Polsce, myślałem, że to żart. Nie sam mem, ale informacja o wywiadzie. Musiałem wziąć tygodnik do ręki, by w to uwierzyć. I szczerze powiem, że najbardziej smutne w tym wszystkim jest nie to, że profesor tego mema całkiem serio zacytował, ale to, że biorąc pod uwagę to, co liberałowie, także polscy, o naszym kraju na świecie mówią i piszą, ten mem równie dobrze mógłby być prawdą.

Kilka linijek niżej prof. Śpiewak przyznaje wprost, że "liberalno-lewicowa większość, dominująca w zachodnich mediach zwraca mniejszą uwagę na sukcesy gospodarcze Polski bądź ich brak, a większą na to co ją obchodzi, czyli wartości". No i jeszcze, że przez "homofobię, nacjonalizm, klerykalizm, a teraz jeszcze antysemityzm" poza główny nurt tych wartości właśnie wypadamy. O tych wartościach i antywartościach liberalno-lewicowej większości warto byłoby nieco podyskutować, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że właśnie pod to zapotrzebowanie, owe przerysowane teksty o Polsce powstają. Szanowni państwo, źle się bawicie...