Kiedy słyszę o jedynie słusznej akcji "Orzeł może", myślę sobie, że to hasło niekompletne. W praktyce bowiem Orzeł może... więcej, niż się organizatorom tej akcji wydaje i nawet zrobienie go w białą czekoladę tego faktu nie zmieni. Tych, których zachwycił pomysł prezentowania w święto narodowe urzędowego, pogodnego oblicza absolutnie nie zamierzam zniechęcać. Namawiam tylko do uświadomienia sobie, że lansując tę inicjatywę tak naprawdę próbują przekonać... samych siebie. Ta ponura reszta, od której oni się tak zdecydowanie odcinają, doskonale bowiem o tym, że "Orzeł może" wie.

To właśnie środowiskom, które głoszą, że pora skończyć z martyrologią, poczucie, że Polska naprawdę jest najważniejsza, że mamy prawdziwe powody do dumy, a Polacy są fajni, jest w praktyce najbardziej obce. To oni chcieliby tu mieć zupełnie inny kraj i przede wszystkim zupełnie inny naród. Najlepiej taki... niepolski. Ale jeden czy drugi marsz, czy konkurs na najładniejszy uśmiech im tego nie zapewni.

Pobieżne przejrzenie publikowanych przy okazji tej akcji manifestów pokazuje tylko, jak wielkie jest cierpienie ich twórców i jak bardzo ich ta niesłuszna reszta narodu uwiera. Ten uśmiech będzie więc raczej uśmiechem przez łzy. Problem bowiem w tym, że to "ponuracy" widzą tu, w tym kraju, najwięcej powodów do radości i dumy. Tej nienowoczesnej, smutnej, kwękolacej "reszty" narodu, do Orła przekonywać nie trzeba. Ta "reszta" apeluje co najwyżej, by jej w odczuwaniu tej dumy nie przeszkadzać. By jej Polski nie obrzydzać. I może jeszcze, by tę Polskę urządzić sprawiedliwie.Ta "reszta" nie bez powodu wspomina Powstanie Warszawskie, Enigmę, pilotów z dywizjonu 303, Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, żołnierzy wyklętych, Jana Pawła II, czy pierwszą Solidarność. Ta "reszta" rozumie, co oznacza honor ocalony 1 września 1939 roku i ile jest warta krew polskich żołnierzy przelana od pierwszego do ostatniego dnia II wojny światowej.

Historia minionych stuleci Polaków nie rozpieszczała, ale jak mało kto wokół nas, niewiele mamy powodów do tego, by się jako Naród wstydzić. Takie, czy inne próby wmanewrowania nas jako wspólnoty w zbiorowe poczucie winy, na dłuższą metę się nie powiodą, bo taki z nas "kiepski" i mało karny naród, że narzucane poglądy prędzej czy później wyrzucamy do kosza. Poza tym patrzymy na innych, którzy w normalny sposób wolą myśleć o sobie, że są lepsi, a nie gorsi. My po prostu mamy prawo być dumni ze swojej historii, w której hasło "za naszą i waszą wolność" nie było nigdy pustym frazesem. Mamy prawo czcić pamięć tych, których ofiara tak długo nie pójdzie na marne, jak długo my o nich pamiętamy. A pamiętać będziemy "póki my żyjemy".

Nikt nie odbiera Polakom, którym tradycja nie pasuje, prawa do obchodzenia innych rocznic, szukania i znajdywania innych powodów do dumy. Te poszukiwania nie będą jednak łatwe. Całej tysiącletniej tradycji kraju okrągłym stołem zastąpić się nie da. Podobnie jak bohaterów, czy to walki, czy pracy dla Ojczyzny nie zastąpią proponowani przez salon "ludzie honoru". Tym bardziej, że niedoskonałość "okrągłostołowej" Rzeczpospolitej coraz silniej kłuje w oczy i wizją zielonej wyspy tej świadomości przykryć się już nie da.

Nie wiem, jak można chcieć z czekoladowego orła uczynić symbol walki z "kiczowatym" patriotyzmem. Nie rozumiem, jak w ogóle można mówić o patriotyzmie, że jest kiczowaty. Ale wiem, że ten czekoladowy orzeł przejdzie do kabaretu, a pod tym normalnym, białym, który naprawdę może więcej, zawsze będziemy Polakami. Wszyscy. I to mi wystarczy.