Mija 30. rocznica męczeńskiej śmierci polskich franciszkanów w Peru. Ojciec Zbigniew Strzałkowski (l. 33) i ojciec Michał Tomaszek (l. 31) zginęli za wiarę z rąk terrorystów z komunistycznego ugrupowania „Sendero Luminoso” (Świetlisty Szlak) 9 sierpnia 1991 r. w Pariacoto w Peru.

Tak brzmi dziennikarska depesza. Niech będzie koniecznym punktem odniesienia dla moich osobistych impresji. Dzięki franciszkanom z Krakowa miałem zaszczyt być w Andach podczas beatyfikacji ich braci.

Pamiętam wciąż dobrze te upalne dni grudniowe 2015 r., ale jednak powoli zaczyna przysłaniać je cień. Nie wszystko jest już tak wyraźne jak wtedy, w ostrym słońcu, gdy sylwetki ludzkie były jak powycinane z blachy acetylenowym palnikiem. Wyciągam zrobione wówczas fotografie.

Parasole w Pariacoto, misyjnej ojczyźnie obu Polaków, powróciły wtedy do pierwotnego znaczenia i celu. Po włosku bowiem "para" to "przeciw", a  sole to "słońce", o żadnym deszczu więc nie ma tu mowy. Dookoła goła gleba, ale to tak w kadrze. Uznałem tę scenę za znaczącą - budzącą nadzieję, że na naszej rozumowej "ziemi jałowej" gdzieś tak serce rośnie.  

Płyta stadionu w Chimbote niemal skwierczała; to było prawdziwe pogodowe piekło. Nie pomagały słabsze filtry, trzeba było się smarować wysokimi liczbami, licytować się ze skwarem, podbijać stawkę. Piszę to jednak jako Polak, nie przyzwyczajony do takich grudni, nawet jeśli u nas nie każą nam one nosić się grubo. Lud miejscowy stał twardo pod swym słońcem Peru, a z obrazów bił jeszcze duchowy blask. Jeśli w to wierzysz.  

W powietrzu nad głowami od czasu do czasu bzyczały gzy dronów, słyszane tylko wtedy, gdy milkły donośne śpiewy i fiesta miejscowej orkiestry, coś niezwykłego przy takim święcie, niemal nieprzyzwoitego, chyba nawet dla całkowicie wyzutego z wiary, postępowego Europejczyka, a co dopiero dla takiego polskiego obskuranta jak ja. Musiałem się powoli przyzwyczajać do kolorowego i energetycznego peruwiańskiego chrześcijaństwa, mimo że przecież wychowywałem się w duchu "katolicyzmu ludowego", jak z przekąsem określają prostotę wiary moich rodziców i dziadków przedstawiciele "kościoła otwartego".

Zresztą nie wiem, co jest bliższe ewangelicznej prawdy: "niech mowa wasza będzie 'tak tak , nie nie'". Przecież latynoamerykański papież Franciszek, wyrastający z tamtego bujnego, mocno nieokiełznanego religijnego podglebia, jest bardziej ulubieńcem liberałów niż konserwatystów, więc są to sprawy mocno skomplikowane.

Na mojej metalowej półce z IKEI oparty o dzieła filozofów (bywa, że osobistych wrogów Pana Boga) stoi niewielki obraz za szkłem, w tandetnej ramie, której świadomie nie wymieniam, bo konterfekt stanowi starą rodzinną pamiątkę. Przedstawia Maksymiliana Marię Kolbego i pochodzi z czasów, gdy nie był jeszcze nawet błogosławionym, a co dopiero świętym.

Tak na marginesie, w połowie lat 70., jako dziewięcioletni bodaj chłopaczek, udałem się z pielgrzymką do Niepokalanowa po kamień węgielny pod budowę nowohuckiego kościoła w Mistrzejowicach pod wezwaniem franciszkańskiego męczennika z Auschwitz. W Niepokalanowie - klasztorze, dziele życia ojca Kolbego - miałem zaszczyt recytować wiersz prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu. Dziś mnie samemu wydaje się to niewiarygodne. Nie podejrzewajcie mnie o brak skromności. Nie wspominałbym o tym bardzo ważnym dla mnie zdarzeniu, intymnym epizodzie, gdyby nie obecny sytuacyjny kontekst.

Dość jednak tych dygresji.

Opisałem peruwiańską pogodę, jakby z piekła rodem, bo kontrastowała z duchem tego dnia, który - jak każdy duch - wieje, kędy chce.

Z ołtarza emanował jakby miły chłód, a nie nastrój wyłącznie dostojny. Delikatne uśmiechy naszych zakonników były znakami spokoju i pokoju, dowodem na to, że zginąć za wiarę w wojnie, wytoczonej religii Chrystusa przez komunistycznych terrorystów, jest "słodko". Szokuje was ten przysłówek? Może to rzeczywiście duża przesada, ale chciałem nawiązać do łacińskiej maksymy - "dulce et decorum est pro patria mori", co się na polski przekłada - "słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę". Z tym, że Ojczyzna jest Niebieska, a łacina winna być nie pogańska, ale kościelna.

Nie można też zapominać, że "decorum" oznacza też starożytną zasadę "właściwego zharmonizowania poszczególnych elementów dzieła literackiego", oraz "stosowność zachowania lub wyglądu w danych okolicznościach". Muszę więc pamiętać o tej adekwatności. Patos przystoi świętości, ale trzeba rzecz ubrać we właściwe słowa.  Zanim bowiem obaj franciszkanie zostali wyniesieni na ołtarze, trockistowscy bandyci -można brutalnie powiedzieć - wdeptali ich w ziemię, sponiewierali, utytłali w prochu, unurzali we krwi.   

Przeczytajcie tylko opis skrótowy, werystyczny  opis tortur i mordu na zakonnikach - Zbigniewie Strzałkowskim i Michale Tomaszku. Przytaczam artykuł ze strony poświęconej obu naszym wspaniałym rodakom.

Terroryści otoczyli klasztor, związali ojców i wywieźli samochodami za miasto. Tam, dwoma strzałami w tył głowy zabili misjonarzy. Zbrodniarze przy ciałach zakonników zostawili informację: "Tak umierają lizusy imperializmu. Niech żyje Ludo we Wojsko Partyzanckie". Przywódcy tej organizacji oskarżyli braci o prowadzenie działalności usypiającej świadomość rewolucyjną Indian.

Kiedy wędrowałem późnym wieczorem ulicami i chodnikami Limy, trasami nad przepaścią (nie metaforyczną, ale realną, bo nadpacyficzną), dostrzegłem wielkie ludzkie zgromadzenie w labiryncie hal wprost ze snu książkowego mola. Odbywał się tu gigantyczny targ wydawców i antykwariuszy. W Polsce nie narzekam na brak literatury, w każdym możliwym języku, więc nie odczuwam głodu liter, przeciwnie - cierpię na nadmiar bodźców, stresuję się przesytem. Jednak krążąc wokół stołów i regałów dostrzegłem okładkę, która głośno krzyczała "kup mnie!". Wyciągnąłem portfel z peruwiańskimi solami i zapłaciłem słono. Musiałem mieć ten komiks, wprawdzie po hiszpańsku, którego niestety nie znam, ale -jak to w tym gatunku- równie mówiące jak wyrazy, są tutaj obrazy.

Przed moimi oczyma przesuwały się kadry ze scenami przerażających zbrodni  terrorystów spod znaku sierpa i młota. To właśnie tacy ludzie owładnięci ideologicznym szałem, opętani przez komunistyczne demony, zamordowali naszych braci - naprawdę, a nie w chorej teorii - służących indiańskim biedakom, niosących im Dobrą Nowinę i dobry codzienny chleb. Nie mogli tego zdzierżyć opętani partyzanci, którzy uważali, że wychodzenie z biedy przez wieśniaków osłabia ich antykapitalistyczny zapał!

Tak więc ojcowie Zbigniew i Michał zginęli za wiarę w Chrystusa, Boga-Człowieka, ponieśli też śmierć za drugiego człowieka, za konkretnych ludzi, po prostu.

Otrzymałem od franciszkanów niezwykły dar. Jest to portret naszych zamordowanych rodaków z symbolicznymi śladami po kulach. W tych małych otworach umieszczone są ich relikwie- fragmenty tkanin, które nosili.

Teraz czytam w depeszy:  W Kalwarii Pacławskiej k. Przemyśla podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego (11-15 sierpnia) zostaną wystawione na widok publiczny koszule, w których oddali życie za wiarę pierwsi polscy błogosławieni misjonarze-męczennicy.

POSŁUCHAJ WYWIADU BOGDANA ZALEWSKIEGO Z OJCEM JANEM MARIĄ SZEWKIEM:

Rozmawiałem o śmierci Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka z ich współbratem - ojcem Janem Marią Szewkiem. Przed wywiadem ściągnąłem z domowej półki (innej niż ta z wolnomyślicielami) dwie książki o obu dzielnych zakonnikach. Na niektórych stronach ujrzałem własne notatki na marginesach, moje pismo sprzed pięciu lat. W sumie się nie zmieniło. Reszta spraw we mnie i wokół mnie raczej tak. 

Ojciec z Krakowa zwrócił mi uwagę na związek pomiędzy męczeństwem obu Polaków w Andach i obozową ofiarą życia dla drugiej osoby, którą złożył w piekle niemieckiego obozu Auschwitz inny franciszkanin - św. Maksymilian Jan Maria Kolbe. Po tej rozmowie napisałem taki wiersz.    

Sierpień 1941 (Auschwitz) - sierpień 1991 (Pariacoto)

(W 80. rocznicę męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego i w 30. rocznicę męczeńskiej śmierci bł.bł. Zbigniewa Strzałkowskiego oraz Michała Tomaszka) 

Nieodgadnione dla nas zbiegi dat bywają,

z arytmetyk równania uczonym nieznane,

scjentystycznym tak obce utartym zwyczajom,

z których pierwsze brzmi: gromadź racjonalne dane.  

 

Zastanawia mnie ciągle, co to za fenomen,

że zginęli jak patron bracia nieodrodni. 

Aluzja się w tym kryje? Symbole widome

wychodzą spod powierzchni niby zwykłej zbrodni?

Czy wskazują nam innych powinowactw nici -

cierpień sieć oraz krwawe pokrewieństwa więzi?



Igłą w żyłę - fenolem i z broni zabici 

Ewangelii kluczami celę, co cię więzi,

otworzyli. To twój czas w ich dwoistej chwili.

(2021)