Wiara w propagandowy bełkot obecnej władzy jest możliwa tylko dlatego, że prawda trudno przebija się przez szczelny medialny kordon, przecieka tylko przez szczeliny w zaporze. 

Irytujące dla mnie jest szczególnie to, że nie chodzi tu tylko o zwykłą ochronę ludzi platformerskiego establishmentu przed szokującą o nich wiedzą, która mogłaby ich całkiem pogrążyć.   

Rozkład politycznych sił na medialnej mapie strategicznej jest tak daleki od zdrowej równowagi, że w sferze publicznej krążą od lat najbardziej zjadliwe słowne wirusy kłamstw czy mitów.

Ukrywane głęboko fakty o jednym z największych skandali medycznych w ostatnich latach w Polsce są dla mnie takim  szczególnym przykładem i dowodem na degrengoladę kraju.  

Szok budzi ta podmianka: negatywna bohaterka „grypa-gate” nadal jest  przedstawiana w wiodących mediach jako niemal heroiczna obrończyni Polaków przez mafią farmaceutyczną.  


Dokonaniami tej prowincjonalnej lekarki i lokalnej partyjnej działaczki w normalnym państwie (z moich marzeń) powinny zająć się służby, a tu w III RP owa pani robi za męża… stanu!   

Rozpacz mnie ogarnia, kiedy widzę takie qui pro quo, mówiąc bardzo delikatnie, gdy notoryczna, cyniczna  kłamczucha jest po tym wszystkim wciąż lansowana i to bez żadnej żenady. 

     

Kryzys zaufania do polityków nie bierze się znikąd, bo w naszym państwie doszliśmy do etapu, gdy wszystko pewnej grupie uchodzi płazem, każdy, najbardziej wredny postępek.   

Osoba, o której piszę, pierwsza macherka rządzącej sitwy, skompromitowała się nie raz, przyłapana na łgarstwach o ofiarach zagadkowej katastrofy, tak śmierdzącej zamachem.     

Potrafiła patrzeć prosto w twarze zebranej publiczności, łżąc w żywe oczy i jestem pewien, że co najmniej w tym jednym przypadku, kłamiąc jak z nut, patrzyła w partyturę pisaną cyrylicą.  

Agresja słowna, którą być może zarzucą mi zwolennicy partii aferzystów, a wciąż ich pełno mimo setek kompromitacji, ma tu swój z góry obrany cel i funkcję, i to nie tylko stylistyczną.       

Celem jest adekwatna odpowiedź niekoniunkturalnego publicysty na wieloletnią publiczną działalność osoby, która według mnie od dawna już nie posiada zdolności honorowej.  

Zaś funkcją tego wstępu pisanego na gorąco, tuż po lekturze „Afery grypowej”, jest gorące zaproszenie Was do zapoznania się z moim wywiadem z autorem tej książki, przynajmniej tyle.   

Bogdan Zalewski: Trzymam w dłoniach książkę wydaną przez oficynę "Prohibita" pod złowieszczym tytułem "Afera grypowa. Szczepionki, pieniądze i kłamstwa". A w warszawskim studiu RMF FM goszczę jej autora - Artura Dmochowskiego. Witam pana bardzo serdecznie.

Artur Dmochowski: Dzień dobry.

Opublikował pan właśnie wyniki swego bardzo skrupulatnego dziennikarskiego śledztwa. Na okładce jest jeszcze bijący po oczach biały napis na krwistoczerwonym tle: "Kulisy największej i najmniej znanej afery III RP". Zacznę rozmowę z panem od sceptycznej uwagi, bo wiele skandali w ostatnim dwudziestoleciu miało już taki epitet "największa afera". Dlaczego właśnie "afera grypowa" została tak przez pana nazwana?

Zastanawiałem się nad tym tytułem, bo wiem, że on może być bulwersujący. To jest śmiałe stwierdzenie.

No, bo mieliśmy aferę FOZZ-u, aferę komputerową.

Aferę Rywina. Sęk w tym, że w tamtych aferach chodziło tylko o pieniądze - miliony, miliardy, dziesiątki miliardów złotych. W tej aferze chodzi o ludzkie życie i to o kilka tysięcy ofiar, kilka tysięcy ludzi, którzy zmarli, a którzy mogliby żyć, gdyby nie manipulacje, które w 2009, w 2010 roku były stosowane przez rząd, przez ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz, także przez premiera Donalda Tuska.

Co miała wspólnego z tą aferą Ewa Kopacz, której zdjęcie widnieje tutaj, na okładce, w szpitalnym zielonym kitlu i czepku na głowie?

Ewa Kopacz była ministrem zdrowia w tamtym czasie. Pamiętamy, że to był okres, kiedy wybuchła epidemia tzw. świńskiej grypy. Pojawił się nowy wirus . Z początku były ogromne obawy, że on może spowodować takie skutki, jakie wywołała tzw. hiszpanka na początku XX w., ponieważ to był bardzo podobny wirus. Na szczęście okazało się, że on nie był aż tak niebezpieczny. Wydawało się do tej pory, tak sądzi pewnie mniej więcej 99 proc. Polaków, że właściwie nic się nie stało, prawda? Że rząd sobie świetnie poradził, nie kupił szczepionek. Inne rządy zachodnie wydały setki milionów euro na szczepionki, a my nie.

A co pana zdaniem - według pana śledztwa, mówiąc konkretnie - zrobiła złego minister zdrowia Ewa Kopacz w sprawie świńskiej grypy, a co powinna pana zdaniem zrobić w sprawie wirusa A-H1N1?

Minister Kopacz wtedy wprowadziła w błąd, dosyć sprytnie zresztą, praktycznie całe społeczeństwo. Była to manipulacja bardzo daleko idąca, bo proszę sobie wyobrazić, że takim kluczowym czy szczytowym punktem tej manipulacji była konferencja prasowa na początku listopada 2009 roku, kiedy zaczynało się apogeum świńskiej grypy. To znaczy - chorych było ponad 100 000 pacjentów i w tym momencie Ewa Kopacz na konferencji prasowej uspokajająco mówiła: "Proszę państwa, choruje na świńską grypę 200, słownie dwieście, osób”. Tak uspokajała. Było to po prostu kłamstwo bijące w oczy.

Na czym polegała ta manipulacja?

Ona użyła prostego triku- ta liczba 200, o której mówiła, to było 200 wykonanych testów. Wiadomo, że testy wykonuje się na ciężej chorych, kiedy ludzie są w szpitalu z powikłaniami, umierający. Wykonano około dwustu testów  i wszystkie niemal – 99 proc. - wykazały świńską grypę. To znaczy, że nie chorych było dwustu, których przetestowano, ale te 100 000 wtedy właśnie chorowało na świńską grypę. Tymczasem Ewa Kopacz  w ten właśnie sposób wprowadzała w błąd Polaków. To miało ogromne konsekwencje.

To jest pierwsze kłamstwo udowodnione przez pana w tej książce, a jakie są następne manipulacje?

To były tego konsekwencje. Ewa Kopacz razem z ówczesnym rządem, stosując właśnie taką linię -propagandową de facto - że nie ma w Polsce świńskiej grypy, że my jesteśmy taką zieloną wyspą, której choroby się nie imają, wprowadzała w błąd także lekarzy. Ponieważ tak się złożyło, że o ile zwykłej grypy nie da się praktycznie leczyć, to znaczy nie istnieje lekarstwo, które by taką zwykłą grypę, tak zwaną sezonową, co roku się powtarzającą, leczyło, o tyle świńska grypa, choć bardzo niebezpieczna, podstępna, bo ten wirus miał swoje bardzo groźne strony, była uleczalna. Na nią działały tak zwane leki antywirusowe, znane od wielu lat, rzadko stosowane, ponieważ na zwykły wirus grypy one nie działają.

Nie można ich mylić z antybiotykami, bo te działają na bakterie.

Tak, to jest rodzaj leków podobnych do antybiotyków, w tym sensie, że antybiotyki działają na bakterie, a te leki działają na wirusy.

Jeszcze raz podkreślmy, że nie chodzi w tym przypadku ani o szczepionki, ani o antybiotyki, tylko o leki antywirusowe, takie jak "tamiflu".


Najpopularniejszy z nich to jest "tamiflu". One działały! Były kraje, w Europie to była między innymi Wielka Brytania, które wprowadziły politykę stosowania ich na masową skalą. Lekarze zostali uprzedzeni, że ponieważ praktycznie wszystkie przypadki grypy w tamtym okresie, w sezonie 2009/10, to była grypa świńska, to należy stosować te leki niemal dla każdego pacjenta, nawet na telefon. Jeśli pacjent nie chciał iść do lekarza, to dzwonił i dostawał przez telefon zgodę na użycie tych leków. Po prostu tam udało się w ten sposób bardzo zredukować śmiertelność. U nas na tę grypę zmarło około czterech tysięcy osób!

Jakie są dowody na to? Jakie pan ma dowody, że Polacy masowo umierali na powikłania po wirusie świńskiej grypy?

Dowód jest bardzo prosty, on jest w statystykach Głównego Urzędu Statystycznego. Wykazały one właśnie w owym czasie, w tych miesiącach, w których panowała grypa, czyli w listopadzie i grudniu...

2009 roku...

... tak... wykazały nagły wzrost zgonów na powikłania pogrypowe. To było głównie zapalenie płuc, takie bardzo ciężkie, wirusowe, które następowało i które było praktycznie nieuleczalne.

Płuca były jakby "zabetonowane", jak to obrazowo określali lekarze.

Racja! I wtedy niestety te leki antywirusowe już nie działały. One działały tylko na tym wczesnym etapie grypy. Potem, kiedy już się rozwinęły powikłania, już było bardzo trudno. Drugi rodzaj powszechnych powikłań to były choroby serca, to znaczy zapalenie mięśnia sercowego, na który zmarła jedna trzecia z tych kilku tysięcy ofiar. Dwie trzecie zmarły na pogrypowe zapalenie płuc.                      
                                    
Pan tutaj cytuje statystyki. To jest ważne, że w tych statystykach ujęte są też dane o wieku zmarłych, prawda? Ten przedział wiekowy jest bardzo istotny, bo w przypadku tych powikłań w roku 2009, w tym sezonie, który pan opisuje, umierali ludzie stosunkowo młodzi.

Tak, to jest bardzo smutne. To powiększa jeszcze tę tragedię, która miała wtedy miejsce, ponieważ zwykle na grypę umierają ludzie starzy. To jest powszechnie znane, że chodzi o ludzi wiekowych, którzy mają jakieś inne, towarzyszące choroby, są osłabieni po prostu. Średnia wieku zgonów pogrypowych to zwykle jest ponad 70 lat. Tymczasem ten wirus jak mówiłem był bardzo podstępny i świńska grypa atakowała głównie dzieci, młodzież i ludzi w sile wieku. Średnia wieku ludzi, którzy zmarli w 2009 roku na te powikłania to było 37 lat, a zatem ludzie w sile wieku, ludzie zdrowi najczęściej. Kilka tysięcy spośród nich mogło żyć do dzisiaj.

To jest dowód czy przesłanka?

To jest dowód statystyczny. To jest ewidentnie mocna poszlaka, która wskazuje na to, że przyczyną była grypa. Nie było żadnej innej przyczyny w listopadzie i w grudniu 2009 roku, która mogła spowodować zgon tych kilku tysięcy osób.  Jeżeli średnio corocznie umierało powiedzmy 190 tysięcy osób na te właśnie choroby i nagle w 2009 roku obserwujemy skok o te kilka tysięcy, to jedynym, co odbiegało w tamtym okresie od corocznej normy był właśnie ten nowy wirus. To jest jedyne wytłumaczenie tej liczby zgonów. Zresztą są inne dowody, choćby to, że o ile corocznie hospitalizowanych z powodu grypy było kilkadziesiąt osób - średnia wieloletnia przez mniej więcej dziesięć lat to było 50 do 100 osób hospitalizowanych - to w 2009 roku hospitalizowanych zostało 8 tysięcy osób. Hospitalizuje się najcięższe przypadki, właśnie tych ludzi z powikłaniami, już de facto umierających na zapalenie płuc.

To rzeczywiście daje do myślenia. Pan już cytował takie cywilizowane kraje jak Wielka Brytania, która z tym problemem sobie radziła w cywilizowany sposób. A ile krajów na świecie w przypadku pandemii świńskiej grypy zachowało się tak jak ówczesny polski rząd Tuska i Kopacz i co to były za kraje?

Żaden kraj się tak nie zachował. Polska była jedynym krajem, który po pierwsze prowadził politykę dezinformowania społeczeństwa. To było przykryte hasłem: "unikajmy paniki". Pod tym hasłem kryło się po prostu wprowadzanie ludzi w błąd, mówienie, że nie ma tej świńskiej grypy, że ten wirus nam nie zagraża, że właściwie groźniejsza jest ta zwykła, sezonowa grypa i na nią się trzeba szczepić. Może też warto tu zwrócić uwagę na kolejną kwestię. Powszechnie przypisuje się Ewie Kopacz zasługę, polegającą na tym, że nie kupiła, że rząd nie kupił tych szczepionek na świńską grypę, które kupiły inne kraje.

Okazuje się jednak, że nasz rząd kupił, ale na zwykłą, sezonową.

To prawda. Rząd kupił 300 tysięcy dawek szczepionek na grypę, której nie było, przeciwko wirusowi, który po prostu był nieaktualny, bo został wyparty przez tę świńską grypę. Żaden inny kraj czegoś takiego nie zrobił, wręcz przeciwnie - wszystkie kraje starały się wtedy zakupić właśnie tę aktualną szczepionkę, która mogła uchronić przed świńską grypą. Ona nie zadziała, ponieważ pojawiła się zbyt późno, ta pandemia wygasła nadspodziewanie szybko i w związku z tym ta szczepionka nie spełniła swojego zadania. Niemniej jednak odbyło się szczepienie i to głównie kobiet w ciąży, dzieci, małych dzieci do 2. roku życia, ponieważ to były tak zwane grupy ryzyka. Im Ewa Kopacz zafundowała 300 tysięcy dawek kompletnie  nieaktualnej, nieprzydatnej i właściwie niebezpiecznej nawet szczepionki, ponieważ mogła wywoływać jakieś powikłania, a nie dawała żadnych korzyści. Nie zabezpieczała przed tą grypą, która aktualnie panowała.

Jak to możliwe pana zdaniem, że Ewa Kopacz zamiast odpowiadać na bardzo niewygodne pytania, które pan stawia, pytania o swoją politykę lekową, w sprawie pandemii grypy, robi - można powiedzieć - za bohaterkę, która się farmaceutycznym koncernom nie kłaniała?

To jest długa historia, sięgająca właśnie 2009 roku, jak to się stało, że jej się udało zdezinformować de facto i społeczeństwo i media, że nie zostało to wtedy wychwycone? Wtedy jeszcze nie było wiadomo tego, o czym teraz rozmawiamy, bo statystyki, które wykazały tę liczbę zgonów, były dostępne dopiero rok, albo dwa lata później.

Kiedy sprawa przycichła i wygasła, można powiedzieć.

Właśnie. Wtedy nie było wiadomo, wtedy to były tylko podejrzenia. Ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski zaczął podejrzewać, że coś jest nie w porządku z polityką rządu. Zaczął się domagać od Ewy Kopacz wyjaśnień.

Ale nie zdążył, bo zginął w Smoleńsku.

Zginął w Smoleńsku i nie mógł kontynuować tej sprawy. Natomiast on też nie bardzo wiedział, o co chodzi, bo on sądził, że chodziło o szczepionki. Natomiast co jest sednem sprawy? Przyczyną zgonu tych de facto kilku tysięcy osób nie był brak szczepionek. One mogły zabezpieczyć, ale w mniejszym stopniu. Natomiast główną przyczyną był brak odpowiednich, wyraźnych i mocnych wskazań Ministerstwa Zdrowia, jeśli chodzi o stosowanie leków antywirusowych. One mogły uratować. Są dowody na to, są badania, które pokazują, że odpowiednio wczesne stosowanie leków antywirusowych ratowało 70 proc. pacjentów. Czyli z tych kilku tysięcy osób, które zmarły, około czterech tysięcy, 70 proc. można było uratować.

Pan już wspominał działalność RPO Janusza Kochanowskiego, a jakie jeszcze w tej sprawie były inne interwencje? Kto o to w ogóle pytał Ewę Kopacz i rząd ówczesnego premiera Tuska?

Wtedy właściwie nikt się nie zorientował. To udało się po prostu zamieść pod dywan. To przeszło praktycznie niezauważalne. Zostało okrzyknięte jako sukces rządu. Natomiast potem były interpelacje pojedynczych posłów.

Między innymi Zbigniewa Kuźmiuka z Prawa i Sprawiedliwości.

Tak, posła Kuźmiuka. Ale on też dostał wymijającą i fałszywą miejscami odpowiedź od ówczesnego wiceministra zdrowia Jakuba Szulca. No i na tym się skończyło. Nikt tego tematu nie prowadził dalej.

Tak jak już wspominaliśmy na samym początku naszej rozmowy, to jest afera sprzed pięciu lat, a jak to się ma do następnego sezonu grypowego. O co dzisiaj opinia publiczna powinna apelować do szefowej rządu, jeszcze przed wyborami?

Panie redaktorze, to nie jest tylko kwestia tamtego sezonu. Wtedy zaczął się ten dramat, a ten wirus cały czas funkcjonuje. On już nie jest tak...

Zjadliwy?

Zjadliwy jest w dalszym ciągu. Chodzi o to, że o ile wtedy 99 proc. zachorowań było spowodowane świńskim wirusem, o tyle teraz jest go trochę mniej. Jednak on nadal krąży wśród innych wirusów. Nastąpił na przykład nawrót w 2013 roku. W styczniu 2013 roku nastąpił powrót tego świńskiego wirusa, on wtedy znów zaatakował. Wtedy w szpitalach znalazło się prawie tyle samo osób, co w 2009, cztery lata wcześniej. Około 7 tysięcy zostało hospitalizowanych i również kilka tysięcy zmarło. Więcej niż połowa z nich zmarła. Więc to nie jest tak, że to był jednorazowy atak. Wirus jest w dalszym ciągu, on jest uśpiony, w tym sensie, że aktywizuje się, kiedy jest epidemia i możemy tylko przypuszczać, kiedy znowu się pojawi właśnie w takim epidemicznym nasileniu.

A czy za tę aferę powinna być odpowiedzialność karna, czy tylko polityczna? W przypadku nagłośnienia tego skandalu, chodziłoby wyłącznie o niewybranie ekipy Ewy Kopacz na kolejną kadencję?

Od badania odpowiedzialności karnej jest prokuratura, są sądy. Ja im zostawiłbym tę sprawę. Natomiast oceńmy politycznie, że ktoś w demokratycznym kraju dopuszcza do tego, iż wprowadza społeczeństwo w błąd, świadomie manipuluje i to w tak daleko idący, brutalny wręcz sposób. Moim zdaniem, w normalnie funkcjonującej demokracji taki rząd nie przetrwałby tygodnia po prostu, gdyby coś takiego wyszło na jaw.

Bardzo panu dziękuję za tę rozmowę.

Uwaga! Egzemplarze książki Artura Dmochowskiego trafią do trzech osób, które jako pierwsze rozwiązały zagadkę i wysłały do mnie maila z prawidłową odpowiedzią i adresem. Są to: Bożena Włodarczyk z Warszawy, Anna Soróbka ze Smolca oraz Tomasz Kiender z Olsztyna. Podkreślam! Tylko maile, które zawierają wszystkie elementy - właściwą odpowiedź oraz adres pocztowy- uczestniczą w zabawie. Hasło brzmiało: WIRUS DR KOPACZ. Dziękuję wszystkim za udział w konkursie i miłe listy. Niestety nie jestem w stanie na wszystkie odpowiedzieć. Proszę o wybaczenie i zapraszam serdecznie do uczestnictwa w kolejnych turniejach książkowych. Pozdrawiam!