"Każdy małolat, który rozpoczyna zabawę w sport, marzy o olimpijskim medalu. Podobnie jest w przypadku tenisistów. Wielki szlem jest co roku" - mówi w rozmowie z Patrykiem Serwańskim Piotr Woźniacki, ojciec i trener szóstej obecnie tenisistki świata. Przyznaje, że wielkoszlemowy turniej w Paryżu i igrzyska olimpijskie w Londynie to główne cele Karoliny Woźniackiej.

Jeszcze niedawno numer 1, teraz numer 6. Jest w Was taka sportowa złość i chęć powrotu na szczyt?

Każdy sportowiec czy trener chce być na szczycie, ale czasami trzeba zmienić plany. Karolina przez dwa lata była numerem 1. Teraz przed nią trzy turnieje wielkoszlemowe i igrzyska olimpijskie. Media atakowały Karolinę, że nigdy nie udało jej się wygrać turnieju wielkoszlemowego - mam nadzieję jako trener i ojciec, że uda się jej to osiągnąć w tym roku. Równie ważna będzie walka o olimpijski medal w Londynie.

Dla tenisistów igrzyska olimpijskie są czymś ważnym czy to tylko dodatkowa komplikacja przed US Open?

Nie można rozgraniczać tenisa od innych dyscyplin. Powiem może trochę śmiesznie - każdy małolat, który rozpoczyna zabawę w sport, marzy o olimpijskim medalu. Podobnie jest w przypadku tenisistów. Wielki szlem jest co roku - dzięki niemu można przejść do legendy - ale na igrzyskach reprezentujesz kraj. To ma większe znaczenie niż liczba wygranych turniejów.

Zaskoczyła pana tegoroczna forma Agnieszki Radwańskiej?

Agnieszka od dłuższego czasu jest w tenisowej elicie. Teraz oprócz tego układa jej się rezultat. To konsekwencja pewnego procesu, który trwał od kilku lat, odkąd przeszła z tenisa młodzieżowego do seniorskiego. Sukcesy Agnieszki to dobra rzecz dla mediów czy młodych tenisistów, którzy mogą jej kibicować. W tenisie trwa zmiana pokoleniowa. Rywalizacja pomiędzy zawodniczkami może tylko pomóc w podniesieniu poziomu dyscypliny.

Z tenisem kobiecym jest trochę jak z boksem. Kiedyś rządzili w nim Amerykanie, teraz Europa Wschodnia. W czołówce rankingu mamy Białoruś, Rosję, Czechy, Polskę. Z czego może to wynikać?

Nie chcę wyrastać w tej sprawie na jakiegoś wielkiego eksperta, ale sprawa wydaje się prozaiczna. Kiedyś wpływ na to miały warunki polityczne. Polaków czy ludzi z innych krajów bloku wschodniego nie było stać na wyjazdy zagraniczne. Moi rodzice czy pańscy zarabiali w tamtym czasie w przeliczeniu kilkanaście dolarów - z takimi środkami nie można było myśleć o zagranicznych wakacjach czy trenowaniu tenisa na Zachodzie. Tenis to dyscyplina "pieniądzochłonna". Trzeba sporo zainwestować i dopiero po latach można liczyć na zyski. To był i jest sport elit - Australia, USA, Wielka Brytania - w tych krajach rozwijał się najlepiej. Nasi zawodnicy mogli rywalizować tylko w bloku zamkniętym. Zdarzały się wyjątki jak Fibak, Nastase, Navratilowa. Im udało się wyjechać, reprezentowali swoje kraje, ale do nich nie wracali. Teraz pojawiła się w Europie wschodniej grupa bogatych osób, które mogą i chcą inwestować w tenis. Nie ma granic, wszyscy mają paszporty, mamy też utalentowaną młodzież. To przyciąga także zainteresowanie mediów i sponsorów.

Jakie plany po trwającym właśnie turnieju w Stuttgarcie?

Po Stuttgarcie mamy przerwę, później gramy w Madrycie i Rzymie, później znów przerwa i następnie Roland Garros. Postanowiliśmy skoncentrować się na największych imprezach, bo chcieliśmy mieć czas na spokojny trening i optymalne przygotowania. Rezygnujemy z turnieju bezpośrednio przed French Open - Karolina przed rokiem tam wygrała, ale wolimy zrezygnować z punktów na rzecz odpoczynku.

Będziecie mieli czas na śledzenie Euro 2012?

Chcemy korzystać z Karoliną z prywatnych samolotów. Jeśli będą ciekawe mecze i fajna atmosfera, to spróbujemy przylecieć z Londynu do Polski czy na Ukrainę i w miarę możliwości obserwować to, co będzie się działo na Euro 2012. Z Anglii to można powiedzieć rzut beretem, więc jeśli Karolina będzie miała wolny dzień postaramy się go wykorzystać właśnie na piłkarskie mistrzostwa Europy.