Mateusz Gamrot liczy, że niebawem dostanie szansę walki o mistrzowski pas federacji UFC. W rozmowie z RMF FM opowiedział o swojej sytuacji w rankingu, zapaśniczej przeszłości i o tym, co dała mu edukacja w technikum leśnym. "W końcu rozpaliła się we mnie miłość do natury, obcowania z nią, spacerowania po lesie. Czerpania korzyści z natury i świeżego powietrza" - mówi i dodaje, że tą pasją zaraża teraz dwójkę swoich dzieci.

Mateusz Gamrot wygrał niedawno kolejną walkę w UFC. Na gali UFC299 pokonał Rafaela dos Anjosa, dzięki czemu awansował w rankingu wagi lekkiej. Zajmuje w nim piąte miejsce. Polak ma sprecyzowane sportowe plany.

Chcę zdobyć pas federacji UFC. Liczę, że niebawem dostanę szansę na taką walkę. Dostanie się do TOP5 rankingu jest już bardzo dużym wynikiem. Ranking dzieli się na czołową piętnastkę, ale wewnątrz tej grupy też są podziały. Każdy z TOP5 ma bardzo dużą szansę na walkę mistrzowską. Tu w grę wchodzi już dostępność rywala, dyspozycja, gotowość na dany moment. Ważna jest polityka UFC. Uważam, że jesteśmy blisko. Mój wynik jest historyczny. To jeszcze mnie nie zadowala, ale to już bardzo dużo. Drugie półrocze tego roku to czas, kiedy będziemy gotowi i będzie można zestawić walki. Każdy miesiąc od września do końca roku będzie dla mnie dobry, by wejść do klatki - mówi Mateusz Gamrot w rozmowie z Patrykiem Serwańskim ze sportowej redakcji RMF FM.

Zawodnik przyznaje, że realia amerykańskiego sportu są wyjątkowe, ale kolejne wizyty za oceanem pozwalają coraz lepiej poznawać ten świat.

Cały czas się tego uczę. Od siedmiu lat latam na treningi na Florydę, a od trzech jestem związany z UFC. Czas działa na moją korzyść, choć to jeszcze dość krótka perspektywa. Mój angielski jest coraz lepszy, poznaje też mentalność i chyba coraz lepiej się tam odnajduje. Każdy kolejny wyjazd pozwala coś nowego poznać. Czuję się w USA coraz bardziej swobodnie - opowiada sportowiec.

Jako junior Mateusz Gamrot odnosił sukcesy w zapasach. To w tej dyscyplinie ukształtował się jako sportowiec. Jego droga do MMA wiodła między innymi przez Milicz i Poznań.

Pochodzę z Kudowy-Zdrój. Przeniosłem się do Milicza i reprezentowałem klub Bizon. Tam nauczyłem się wszystkiego, odnosiłem sukcesy. Uczęszczałem tam też do technikum leśnego. Po ukończeniu szkoły musiałem opuścić internat, co wiązało się z opuszczeniem miejscowości. Musiałem pójść do pracy, pomóc mamie w utrzymaniu. Po roku pojechałem do Poznania, ale byłem już na rozdrożu. MMA wchodziło na polski rynek, rozpoznawalność rosła. To był powiew świeżości, nowości. To wszystko spowodowało, że przekształciłem się w zawodnika MMA. Cały czas jednak bazuję na zapasach. Ten styl przynosi mi zwycięstwa i sukcesy. Cały czas mocno nad tym pracuje. Myślę, że tak już zostanie. Każdy zawodnik MMA ma w sobie coś wyjątkowego. Ja mam wyjątkowe zapasy. Nikt nie potrafi obronić moich zejść do nóg. Ciężko też mnie przewrócić do parteru - analizuje swój styl walki.

Mateusz Gamrot jako młody chłopak w Miliczu uczył się w technikum leśnym. To był przypadek, ale jak podkreśla, była to też świetna lekcja na przyszłość.

Priorytetem były zapasy, ale w końcu rozpaliła się we mnie miłość do natury, obcowania z nią, spacerowania po lesie. Czerpania korzyści z natury i świeżego powietrza. Teraz mam dwójkę dzieci i bardzo lubimy wychodzić na dwór, spędzać czas na powietrzu. A ja czasami mogę się powymądrzać na temat drzewa, kory, liści. Nie tylko ze światem sportu mogę je zaznajamiać, ale też ze światem natury - tłumaczy.

Federacja UFC w przeszłości zorganizowała w Polsce dwie gale. Ostatnią w 2017 roku. Czy jest szansa na kolejną wizytę w naszym kraju? Sportowiec uważa, że to bardzo prawdopodobne.

Zachęcam ich cały czas. Temat się pojawia, ale nie ma konkretów. Pomóc mogą polskie zwycięstwa, a kibice mogą udzielać się na forach, w mediach społecznościowych. Mogą oglądać walki. To pokaże, że jesteśmy satysfakcjonującym rynkiem. Jeśli UFC uzna, że warto, na pewno do nas przyjdzie - przyznaje.