Wieczorem w Lizbonie drugi półfinał piłkarskiej Ligi Mistrzów. Bayern Monachium zagra z Olympique Lyon. Robert Lewandowski stanie przed szansą, by po raz drugi w karierze zagrać w finale Champions League. Poprzednio w 2013 roku jako piłkarz Borussi Dortmund przegrał z… Bayernem. Na rywala w niedzielnym finale od wczoraj czeka PSG.

Paris Saint Germain awans do finału wywalczyło wygrywając gładko 3:0 z RB Lipsk. Dla Paryżan to pierwszy finał Ligi Mistrzów w historii klubu.

Szansę na pierwszy w historii finał ma także Olympique Lyon. To klub, który potrafił przez lata dominować w lidze francuskiej, ale nie przełożyło się to na sukcesy w Europie. Najdalej w Champions League drużyna z Lyonu dotarła w 2010 roku. Wtedy w półfinale przegrała w dwumeczu z ... Bayernem. Tamte pojedynki pamięta Thomas Muller. Młodziutki wtedy zawodnik zanotował przeciwko Lyonowi asystę. Teraz Niemiec po chudszym okresie znów jest w topowej formie, czego efekty oglądaliśmy choćby w niedawnym ćwierćfinale z FC Barceloną.

Możliwości są zatem dwie: albo pierwszy w historii Pucharu Mistrzów wewnątrzfrancuski finał, albo pojedynek niemiecko-francuski po raz drugi w historii. Poprzedni to rok 1976, a więc zamierzchłe piłkarskie czasy. Starsi kibice Bayernu na pewno pamiętają zwycięstwo nad Saint Etienne, które pozwoliło po raz trzeci z rzędu sięgnąć Bawarczykom po trofeum.

W erze Ligi Mistrzów Bayern dwa razy zdobył puchar. W 2001 i 2013 roku. Były też spektakularne klęski jak porażka w 1999 roku z Manchesterem United w Barcelonie. "Czerwone Diabły" strzeliły dwa gole w doliczonym czasie gry i przechyliły szalę zwycięstwa. 

Od kilku lat Bayern to hegemon w lidze niemieckiej, który jednak okazywał się zbyt słaby na Europę. Teraz w Monachium jest ogromna chęć odniesienia sukcesu. W ofensywnie Bayern to idealnie działająca maszyna. Robert Lewandowski ma już w tej edycji Ligi Mistrzów 14 trafień i idzie na tytuł króla strzelców.

Francuski kopciuszek

Lyonu nie wolno jednak lekceważyć, choć przecież wszystko wskazywało na to, że Olympique czy PSG nie mają wielkich szans na finał. Liga francuska w marcu zakończyła sezon i z powodu epidemii koronawirusa postanowiła nie wracać do gry. Mimo to francuskie kluby potrafiły przygotować się na sierpniowy turniej. 

Lyon traktowany jako kopciuszek w ćwierćfinale rozprawił się z Manchesterem City, a wcześniej ograł Juventus. To musi robić wrażenie. Bayern jednak też może straszyć rywali. Pokonanie Chelsea i rozgromienie FC Barcelony to wyniki, które budzą respekt. Lyon jest jednak wolny od wewnętrznych problemów. Wielki sukces jest na wyciągnięcie ręki. To samo mówi się jednak w Monachium i takie samo zdanie mają w PSG po awansie do finału. W grze o trofeum pozostały trzy kluby, które bez wątpienia są głodne sukcesu.

Kibic Ekstraklasy też będzie mógł wieczorem delektować się emocjami, które będą mogły przywołać wspomnienia. Z jednej strony Lewandowski z drugiej Brazylijczyk Marcelo. Jego pierwszym, europejskim klubem była Wisła Kraków. "Lewy" grał wtedy w Lechu Poznań. O dwa lata młodszy Polak - wtedy jeszcze o wątłej posturze - toczył trudne pojedynki ze swoim rywalem. Panowie spotkali się także w Bundeslidze. Marcelo grał w Hannoverze. Lewandowski najpierw w Borussi, a później w Bayernie. Takiego półfinał Champions League jeszcze nie było. Dwóch byłych graczy z Ekstraklasy. Na Marcelo warto w tym meczu zwrócić uwagę. To jeden z nielicznych piłkarzy, który po pobycie w naszej lidze zrobił poważną karierę w Europie. Grał także w PSV Eindhoven czy Besiktasie Stambuł.

Pierwszy gwizdek w meczu Bayernu z Olympique Lyon o 21.

Opracowanie: