Kiedy prokuratura apelacyjna we Wrocławiu rozpoczęła śledztwo w sprawie kupowania i sprzedawania meczów w polskiej lidze, większość kibiców przeżyło rozczarowanie podobne do tego, kiedy odkryli, że święty Mikołaj nie istnieje.

Te wszystkie mecze, podczas których przeżywali porażki i zwycięstwa swoich ukochanych drużyn, zostały wcześniej: sprzedane, "wydrukowane", ustawione. Można to opisać jednym słowem: OSZUSTWO.

Prokuratura postawiła już zarzuty ponad 300 osobom z całej Polski i - co gorsza - końca nie widać. Łapówki brali i wręczali wszyscy bez wyjątku: piłkarze, trenerzy, sędziowie, obserwatorzy, działacze PZPN, a nawet klubowe sekretarki. Prawie cała liga grała za pieniądze i dla wielkich brudnych pieniędzy.

Śledczy od kilku lat wykonują mrówczą pracę: zatrzymują kolejnych podejrzanych, przesłuchują skruszonych, którzy sami pukają do drzwi ich gabinetów - by odpowiedzieć: jak w szatniach, nocnych klubach, na boiskach ustawiali wyniki meczów.

Dziwne, że walka z korupcją prawie w ogóle nie interesuje władz Polskiego Związku Piłki Nożnej. Za ustawianie meczów przez Związek zostało ukaranych zaledwie kilkanaście osób - na ponad 300, które we wrocławskiej prokuraturze usłyszały zarzuty.

Prezes Grzegorz Lato w jednym z wywiadów powiedział, że liczył na więcej zaufania ze strony kibiców. Mam wrażenie, że kibicie oczekiwali mniej sytuacji (patrząc na to, co Związek i jego działacze robią, by ukarać winnych sprzedawania meczów), w których będą czuli zażenowanie.

Barbara Zielińska