W stolicy Tatr odbył się pokaz specjalny filmu Broad Peak - opartego na prawdziwych wydarzeniach opowieści o życiu Macieja Berbeki. Do Zakopanego przyjechali twórcy tego pierwszego z polskich filmów o himalaizmie. Obecna była też rodzina i przyjaciele Maćka Berbeki, który zginął schodząc ze szczytu Broad Peaku, po tym, jak Polacy jako pierwsi na świecie zdobyli go zimą.

Skąd pomysł na taki film? Producenci przyznają, że natchnęła ich książka o wyprawie brata Macieja Berbeki - Jacka, który wyruszył na poszukiwania ciała brata. Pomyśleliśmy, że pierwszy polski film o himalaizmie byłby wspaniałą produkcją i czymś, co zelektryzuje polską publiczność. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że to będzie film o Maćku Berbece. Wiedzieliśmy, że chcemy opowiedzieć tę historię. Ale też wiedzieliśmy, że chcemy opowiedzieć ją zupełnie inaczej, niż ludzie mogliby się spodziewać. W związku z tym jest to film o Maćku Berbece, jest to historia jego życia związanego z górami i nie tylko… - mówi producent filmu Maciej Rzączyński.

Ale wyprodukowanie pierwszego polskiego filmu o himalaizmie nie było proste i wymagało wielu poświęceń ze strony ekipy - przyznaje drugi z producentów Dawid Janicki. Zależało nam bardzo na autentyczności i na realizmie filmu. Dlatego na samym początku podjęliśmy z reżyserem decyzję, że chcemy kręcić go w Karakorum. Pojechaliśmy do Pakistanu, przeszliśmy trekking, znaleźliśmy się w base campie pod Broad Peak na 5000 metrów. Żeby tam dojść, musieliśmy zabrać 8,5 tony sprzętu, który niosło 250 tragarzy i 25 osłów. A jak już tam byliśmy podjęliśmy kolejną bardzo ryzykowną decyzję i wyszliśmy z kamerą do obozu pierwszego na wysokości 5600 m n.pm., co było bez precedensu dlatego, że kamera filmowa, taka, jaką robi się filmy fabularne, nigdy nie była wcześniej tak wysoko  – podkreśla.

Reżyser Leszek Dawid mówi, że mimo trudności, jakie stanęły przed ekipą, nie wyobraża sobie innej decyzji. Dla nas to było naturalne, że tak musimy zrobić. Żeby ten film był przejmujący, powinien być wiarygodny. Opowiadamy o sytuacjach skrajnie trudnych, o emocjonalnych przeżyciach, które są szalenie ważne dla człowieka. Nie chcieliśmy otaczać się "green skreenami" i fabrykować tych emocji, tylko znaleźć się w miejscach, których te emocje dotyczą. Paradoksalnie realizacje w górach, ani w Karakorum, ani w Alpach (gdzie byliśmy dwukrotnie pod Mont Blanc), nie były najtrudniejsze. Najtrudniejsze były prace post produkcji i znalezienie finalnego kształtu tego filmu. Żeby dojść do porozumienia ze wszystkimi i znaleźć kształt, który będzie nas sprowadzał z powrotem do źródła, czyli do tego, na co umówiliśmy się na początku i tego, jak czuliśmy, że ten film powinien wyglądać. 

Praca operatora w takich warunkach wymagała wielu poświęceń, jednak dla operatora Łukasza Gutta wyzwaniem były nie tylko warunki panujące na dużych wysokościach w górach. Najtrudniejsze dla operatora jest kręcenie nocnych scen w śniegu. Uważam, że nam się to udało. Mieliśmy taką lokację, która dawała nam możliwości kręcenia, a przy okazji kontekst gór był wystarczająco imponujący. Cieszę się, bo bardzo trudno jest uzyskać wiarygodność zdjęć realizowanych w nocy w górach. Nie robiliśmy tego w studiu, a właśnie w górach. To było dla mnie największe wyzwanie – podkreśla Łukasz Gutt. 

Uznania dla pracy operatora nie krył grający główną rolę Ireneusz Czop. Chłopaki byli tak przygotowani, że jakość współpracy aktorów ze "szwenkierem" (operatorem kamery - przyp. red.), była kompletnie poza schematem zawodowym. Byliśmy przyjaciółmi, byliśmy na jednej linie, w jednej rynnie lodowej. Spadaliśmy razem. To, co robił cały pion operatorski, to było coś niezwykłego i to na wysokości, trzech, czterech, pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza. 

Twórcy filmu podkreślają znakomitą współpracę z rodziną Maćka Berbeki i to właściwie na każdym etapie produkcji. Oczywiście wiedzieliśmy, czuliśmy, że bez rodziny się nie wydarzy. W związku z tym pierwszą decyzją i potrzebą było spotkanie z rodziną. To była bardzo delikatna sprawa, czuliśmy wagę tego spotkania, dlatego długo się do tego przygotowywaliśmy. Ale te nasze obawy bardzo szybko się rozwiały, bo to pierwsze spotkanie było bardzo dobre. Rodzina obdarzyła nas ogromnym zaufaniem i chyba dlatego ten film mógł powstać, bo bez tego to byłoby niemożliwe – dodaje Maciej Rzączyński.

A o czym jest ten film? To najlepiej wie autor scenariusza - Łukasz Ludkowski. o czym nie jest? - pyta, śmiejąc się. Myślę, że to jest film przede wszystkim o wielkiej pasji i determinacji, która pcha człowieka do przekraczania różnych granic – tych osobistych, ale także granic w sensie dosłownym – granic wytrzymałości. Pewną granicą jest też szczyt, który jest tytułem tego filmu czyli Broad Peak – mówi scenarzysta.

O tej współpracy z twórcami filmu chętnie mówią także synowie Maćka Berbeki. Myśmy się bardzo dużo spotykali i w różnych miejscach – w naszym domu, w Warszawie, a nawet w Chamonix i gadaliśmy o górach. To było wiele przegadanych godzin o tym, jak wyglądało życie w naszej rodzinie, jak wyglądało życie naszego ojca. To było fajne od samego początku w kontakcie z ekipą i z twórcami filmu, że oni chcieli z nami rozmawiać i nas słuchali, pytali o różne rzeczy. Mieliśmy takie poczucie, że naprawdę chcieli poznać naszego ojca. I to się udało. Jak obejrzycie film, to rzeczywiście tak jest... - podkreśla najstarszy syn Maciej Berbeki - Krzysztof. To była ciągła współpraca i jak mówił Krzysiek, wszystko co mówiliśmy było wysłuchane i razem to rozpracowywaliśmy – te trudniejsze momenty i te łatwiejsze. Bardzo się cieszymy, że to właśnie tak wyglądało - mówi najmłodszy syn - Jan. Oczywiście baliśmy się tej odpowiedzialności za opowieść o swoim ojcu i tego jak tata, jak mama zostaną w filmie przedstawieni - dodaje Krzysztof.

Ireneusz Czop, grający Macieja Berbekę, przyznaje, że jego zadanie nie było łatwe. To była skomplikowana figura psychologiczna i emocjonalna, wobec rodziny, wobec przyjaciół, wobec ludzi, którzy się znają na górach, wobec specjalistów. Jestem aktorem, który zagrał Maćka Berbekę. Ale dla mnie Maciek jest facetem, który mnie zaprosił na wyprawę ze sobą, zaprosił mnie do swojego domu i w swoje buty. I mówi – "dobra, skoro tego nigdy nie robiłeś, to się naucz, chłopie. Idź i naucz się tych rzeczy, bo warto". Na początku było bardzo trudno, potem było jeszcze trudniej, a na końcu to już w ogóle... Najtrudniejsza była konfrontacja z rodziną, z przyjaciółmi. To nie jest proste, bo oni mają swój wizerunek, swoją pamięć, czasami pamięć różną – lepszą, gorszą, fantastyczną. Pamiętam spotkanie z Ewą (Ewa Dyakowska Berbeka - nieżyjąca już żona Macieja Berbeki - przyp. red.). Kiedy przyjechałem ich domu i ona zobaczyła jakiegoś faceta, który mówi, że będzie grał jej męża. Mówi: "no to dobra, to usiądź Irek". Usiadłem, trochę taki stremowany. Ona się odwróciła i mówi – "Wow, usiadłeś na miejscu Maćka". No to ja się poderwałem, a ona mówi – "Nie siedź, pytaj" – "Nie" - mówię – "Ja bym tak nie chciał". "A co byś chciał" - pyta. "Ja chciałbym napić się herbaty". "O herbacie też słyszałeś" - pyta Ewa.  – "No tak..." - i to tak się zaczęło. To był krok po kroku i to chyba było najtrudniejsze. Konfrontacja z ich emocjami, z ich uczuciem – tak ważnym - podkreśla aktor.   

Jak podkreślają twórcy filmu, wybór miejsca pierwszego pokazu specjalnego nie był przypadkowy. To właśnie w Zakopanem Maciej Berbeka wspólnie z żoną Ewą Dyakowską-Berbeką żyli i wychowywali czwórkę synów. Pokaz w rodzinnej miejscowości himalaisty to również hołd miejscu, które go ukształtowało i które pamięta o nim do dziś. 

Film Broad Peak będzie można zobaczyć 14 września w jednym z serwisów streamingowych.